SUKNIA Z WELONEM
Strzepując z czarnego kombinezonu niewidzialny kurz, przytrzymujesz mocniej kodeksy prawne i zaczynasz szukać godziny odjazdu tramwaju w stronę Nowego Miasta. Spoglądając na zachmurzające się niebo, pocierasz dłońmi chude ramiona, siadając na pustej ławce. Zdrapujesz z długich paznokci lawendowy lakier nałożony ze szczególną dokładnością, kiedy zaczyna padać, a Tobie robi się coraz zimniej przez psującą się pogodę i mocne powiewy wiatru. Żałujesz, że nie zabrałaś ze sobą ani żadnego żakietu, ani długiego prawie do kostek kardiganu. Przerzucając kolejne strony szarej, prawniczej gazety, wstajesz i zaczynasz chodzić, odliczając w myślach trzydzieści jeden minut do przyjazdu. Marzysz o wygodnej, rozłożonej kanapie w salonie, niskoprocentowym alkoholu i o ułożeniu głowy na wysportowanej klatce piersiowej narzeczonego. Byłaś zdenerwowana, że zajęcia zakończyły się wcześniej, a Twój samochód znajduje się u mechanika w drugiej części miasta. Wrzucasz po chwili do torby czasopismo, przyglądając się zaniedbanemu przystankowi, który od dawna powinien zostać odremontowany i nagle słyszysz odgłos hamowania, na który zupełnie nie zwracasz uwagi, chociaż obawiasz się tego, że ktoś specjalnie wybrał sobie nieodpowiednie miejsce do parkowania.
— Może nie będzie pani czekała? — usłyszała męski głos. — Taka piękna kobieta nie może się przeziębić.
— Nie jestem zainteresowana i spadaj, bo mam narzeczonego. — podnosisz dłoń, na której widać złoty pierścionek.
— Ładnie to tak witać byłego chłopaka?
— Myślisz sobie chłopczyku, że jest to odpowiedni tekst na podryw?
— Jak tak się będziesz do mnie po ślubie odzywać to zaczynam sobie współczuć. — rzucił z cwanym uśmiechem.
— Jakie nadzieje sobie robisz. — obróciła się na pięcie. — Jan?
— Trzeba było się odwrócić. — zaśmiał się widząc Twoją minę.
— Myślałam, że to obcy mężczyzna. — wsiadła do samochodu. — Skąd wiedziałeś, że tu będę?
— Trochę znam Twoją drogę z uczelni. — rzucił odpalając silnik. — Do domu?
— A masz inną propozycję? — założyła jego bluzę.
— Pomyślałem o jakimś obiedzie. — uśmiechnął się, skręcając w Nowowiejskiego.
— Widzę, że Ci wczoraj nie smakowało. Dobrze, że chociaż sprzątać umiem. — jęknęła niezadowolona.
— Na coś jednak się przydajesz. — zaparkował.
— Za takie teksty wybieram najdroższy deser. — nie podała mu dłoni, wchodząc po schodach.
— Jak ja to wytrzymam. — kiwnął głową, odbierając od kelnera menu.
— Ten kelner by ze mną wytrzymał, Janeczku. — przesunęła stopą po jego nodze.
— Uciekłby jakbyś zmyła makijaż. — posłał Ci szelmowski uśmiech. — Lepiej niż ze mną Ci nie będzie, kochanie.
— Wszyscy faceci to dupki.
— Aniołek się znalazł. — popił wodę.
— Masz coś do mnie? Wiem, że swoje za uszami mam, ale zawsze mogłeś gorzej trafić. -poprawiła grzywkę.
— Tony kodeksów leżące wszędzie. -mruknął poruszając brwiami. — Jakbyśmy sprzedali te księgi to bylibyśmy milionerami, a tak trzeba będzie kupić nową szafę.
— Rzucę studia i będę żyć na Twój rachunek, bo przecież miejsce kobiety jest w kuchni.
— Jesteś wyjątkiem. -uniósł kącik ust. — Od kuchni jak najdalej, Gracja.
— Nie będę Twoją prywatną Magdą Gessler. Na to wygląda, że moje miejsce jest przy mopie, ale cóż zawsze mogę w drugiej dłoni trzymać Waltosia. — mruknęła zadowolona, poprawiając się na krześle.
***
Powrót do Poznania odkąd postawiłeś ponownie nogi na nadmorskiej ziemi nie wydawał ci się konieczny - zbyt dużo miałeś do stracenia, bo w końcu lata lecą, a ty nie młodniałeś. Byłeś głodny grania, jednak liczyłeś się z tym, że wraz z przeniesieniem całego swojego bałaganu ponownie w stolicy Wielkopolski twój sen o byciu piłkarzem znowu okaże się zwykłą porażką. Lepiej było ci bliżej rodziny, gdzie w każdym momencie dnia mogłeś po prostu usiąść na wchodzącym wszędzie piasku i posłuchać szumu fal, bo wtedy nie liczyło się nic innego, a ty byłeś po prostu w odpowiednim miejscu. Chodziłeś znajomymi ulicami przypominając sobie te wszystkie sytuacje, które miały na ciebie wpływ, dostrzegałeś znajome twarze, które majaczyły ci pod powiekami przez wiele nocy. Co sprawiło, że gdy tylko usłyszałeś w słuchawce telefonu: “Chcemy Cię, Darek!” rzuciłeś wszystko, wsiadłeś w pierwszy pociąg jadący na południowy-zachód? Stojąc na molo pamiętałeś o dziewczynie, której jedyną słabością było właśnie wzburzone morze. Siedząc na gdańskiej starówce odszukiwałeś najstarsze budowle, które ona oglądała z zachwytem. Mało rzeczy ją fascynowało, wiele osób nie akceptowało sposobu jej bycia, jednak tobie udało się ją poznać bez tej otoczki sarkazmu i ironii - poznałeś dziewczynę, która zaprzedałaby duszę diabłu za czerwonego Astona Martina V8 i posadę w najlepszej kancelarii. Teraz stojąc na dworcu autobusowym czekając na kuzynkę, która miała być twoją osobą towarzyszącą podczas dzisiejszej imprezy patrzyłeś kątem oka na towarzyszkę twojej niedoli w czekaniu na nieprzyjeżdżający autobus i nie mogłeś się mylić.
— Gracja? — zaryzykowałeś, ale przecież jej nie mogłeś pomylić z nikim innym. Spojrzała na ciebie znudzonym wzrokiem, a gdy dostrzegłeś błysk w jej oczach nie posiadałeś się ze szczęścia. Poczułeś jakbyś znowu miał szesnaście lat i czekał na nią opierając czerwony, sprowadzony z Niemiec rower o starą jabłoń, która rosła przy domu jej babci.
— Formella — uśmiechnęła się szeroko odwracając się w twoją stronę. Nie mogłeś uwierzyć, że spotykacie się tak przypadkiem w mieście, o przebywanie, w którym byś ją nie podejrzewał - kochała wodę i nie sądziłeś, że Warta jej wystarcza. — Co za miłe spotkanie.
— Świetnie wyglądasz — uśmiechnąłeś się lustrując ją spojrzeniem. Z jej twarzy emanowała powaga i wiesz, że budziła respekt, gdy posłała komuś zdegustowane spojrzenie. Ten wzrok znałeś aż za dobrze jeszcze w szkole podstawowej, bo posyłała taki tobie i twoim kolegą czy męczyliście kolejną kupioną z klasowych pieniędzy piłkę.
— Trochę się nie widzieliśmy. Prawie...
— Trochę się nie widzieliśmy. Prawie...
— Prawie cztery lata — wszedłeś jej w słowo wzruszając ramionami skupiając wzrok na jej dłoniach, a właściwie na mieniącej się biżuterii na jej serdecznym palcu. Nie sądziłeś, że kogoś pokocha tak mocno, że zgodzi się za niego wyjść, bo nawet, gdy ciebie nazywała swoją miłością wiedziałeś, że gdyby miała wybór między tobą, a studiami prawniczymi w Stanach Zjednoczonych wyleciałaby nie roniąc ani jednej łzy - miała jasno określone priorytety, a wasze uczucie nie było na tyle silne, żeby je przyćmić. — Mieszkasz w Poznaniu?
— Tak — kiwnęła głową zerkając na rozkład przyjazdów, na którym chyba nie dostrzegła tego, co chciała, bo westchnęła zdegustowana przewracając oczami. — Dwa lata temu rozpoczęłam studia i jestem! — widziałeś w jej oczach te iskierki i nie musiałeś długo rozmyślać nad potencjalnym kierunkiem jej studiów.
— Zakopana w kodeksach? — rzuciłeś lekko, choć bałeś się, że wraz z mężczyzną w jej życiu jednak wartości się zmieniły - nie widziałeś jej w pracy z dziećmi i za biurkiem też raczej nie dałaby rady, ale w końcu czas zmienia nawet największych indywidualistów w posłusznych, szeregowych pracowników.
— Po uszy — wydęła wargi unosząc materiałową torbę sporych rozmiarów. — Świętuję zakończenie sesji.
— Gratulacje, zawsze o tym marzyłaś — nie mogłeś powtrzymać uśmiechu, jednak bardziej spowodowanego tym, że jednak nie wszystko w jej życiu zmieniło miejsce. Przyglądała ci się uważnie, jakby czekając aż dodasz to o czym oboje myśleliście. — O tym i o jeszcze kilku rzeczach, Gracja.
— Na te kilka rzeczy muszę jeszcze poczekać — wygięła usta przeczesując palcami włosy. Widziałeś, że jest skonsternowana i czułeś dziwną dumę, że udało ci się ją wprawić w ten stan. Potrząsnęła głową i zapytała przerywając ciszę, która między wami zapanowała: — Wracasz do Lecha?
— Znowu mnie chcą, ale w domu nie narzekałem. — wzdrygnęła się, gdy wymawiałeś słowo “dom”, bo ona przez wiele tak nie traktowała tak Trójmiasta.
— Kolejny dobry piłkarz na boisku — uśmiechnęła się szczerze zdejmując skórzaną kurtkę tak, żebyś zobaczyć swoje nazwisko na jej plecach. — Przynosi mi ogromne szczęście.
— Prezent na twoje osiemnaste urodziny — zaśmiałeś się wspominając ile razy twoja mama musiała ją zmniejszać, żeby brunetka jakoś w niej wyglądała. — Nie jest zazdrosny? — zapytałeś wskazując głową na pierścionek zaręczynowy, którego oczko mrugało przypominając ci, że ona już nigdy nie będzie twoja.
— Spostrzegawczy jak zawsze — pokiwała rozbawiona głową. — Mam osobną garderobę, ale przecież nie muszę mu się tłumaczyć z tego, co zakładam.
— Naginasz zasady jak prawdziwy prawnik — mruknąłeś zapinając kurtkę i wychylając się po raz kolejny.
— Uznam to za komplement — rzuciła ci cwane spojrzenie — Naprawdę cieszę się, że Cię spotkałam, ale to chyba już autobus. Pozdrów ją ode mnie. — ucałowała cię w policzek ścierając ślad po czerwonej szmince, a gdy spojrzałeś na nią pytająco mrugnęła tylko i wsiadła do komunikacji miejskiej.
Śmiałeś się do siebie widząc jak odjeżdża i znika z twojego życia po raz kolejny. Zawsze cię zaskakiwała i chyba właśnie to w niej uwielbiałeś - jej spontaniczność. Potrząsnąłeś głową zastanawiając się czy jest szczęśliwa.
— Darek, ile mam na ciebie czekać — usłyszałeś wyrzut kuzynki, której pojawienia się nie zarejestrowałeś i posłusznie ruszyłeś do samochodu ciągnąc za sobą jej walizkę.
***
Wyciszając telefon i poprawiając ostatni raz śliwkową szminkę na ustach, przyjrzałaś się swojej szczupłej sylwetce. Mimo, że nigdy nie narzekałaś na swój wzrost, musiałaś zacząć chodzić w wysokich szpilkach, aby sięgnąć do ramienia swojego narzeczonego. Wygładzając czarną sukienkę, która jako pierwsza nie miała głębokiego dekoltu, uśmiechnęłaś się do niego, kiedy wykonywał wspólne zdjęcie, podpisując je niezliczoną ilością hasztagów. Od razu przypomniał Ci się dzień, kiedy na kilku stronach internetowych, fanclubów Janka i fałszywych kontach na Instagramie pojawiły się Twoje podstawowe dane, a rozhisteryzowane fanki wysyłały Ci po kilkanaście razy prośbę o obserwowanie Twojego profilu. Słysząc w tle głos Ellie Goulding, pokiwałaś lekko głową z uznaniem. Obawiałaś się, że podczas klubowej, zamkniętej imprezy będzie leciało samo disco polo albo znienawidzone Despecito, które zazwyczaj słyszałaś podczas długich podróży autobusem albo tramwajem. Kiedy otrzymałaś od narzeczonego używany, prawie pięcioletni samochód ucieszyłaś się z niespodziewanego prezentu, bo podczas korków w drodze na uczelnię albo zakupy mogłaś włączyć utwory Iron Maiden, które tak samo, jak Ty kochała główna bohaterka książek napisanych przez wykształconego prawnika Joanna Chyłka. Jedyne co Was różniło to Twój ponad dwuletni związek z piłkarzem Lecha Poznań i jako prawie dwudziestojednolatka nie byłaś w nieplanowanej ciąży. Gdyby nawet teraz okazało się, że trzymasz w rękach biały prostokąt z dwiema, czerwonymi kreskami bez zawahania wskazałabyś ojca swojego dziecka. Przytulając się do Bednarka, uśmiechnęłaś się w stronę starszego barmana, który serwował wykwintne, kolorowe drinki, do których nie byłaś przyzwyczajona, ale ze względu na jego niespotykane poczucie humoru siadałaś na brązowym stołku i zamawiałaś alkohol o tajemniczej, nic nie wyjaśniającej nazwie. On jako jedyny podczas Sylwestra przewidział, że w nadchodzącym, nowym roku będzie bawił się na Waszym weselu i musiałaś potwierdzić, że miał nosa, bo wraz z początkiem lutego zaczęliście przygotowania do najważniejszego dnia w swoim życiu, które miało mieć miejsce w trzecią sobotę sierpnia. Nie tylko on, ale wszyscy zebrani w restauracji wiedzieli, że narzeczona obrońcy, urodzonego w Słupcy marzy o zaślubinach, ale także o zwariowanej, prawniczej przygodzie swojego życia we własnej kancelarii albo w kilkupiętrowym budynku obok ratusza i ośrodku zdrowia.
— Na pewno masz przy sobie wszystkie zaproszenie? — poprawiłaś lśniące, proste włosy.
— Nawet jeśli nie to nic się nie stanie. — zaśmiał się, obejmując Cię w pasie. — Całkiem ładna z nas para.
— Nareszcie po coś się przydał wysoki narzeczony, podobają Ci się? — wskazujesz na czerwone szpilki, do których po długich namowach znajomej się przekonałaś.
— Ładne, ale takich bym nie założył, skarbie. Gotowa?
— Nigdy bardziej nie byłam.
— Zapraszam zatem pani Bednarek. — uśmiechnął się, wskazując kierunek, gdzie stali prezes z trenerem, pochłonięci w rozmowie.
— Widzisz tu gdzieś panią o takim nazwisku?
— Tutaj. — zaśmiał się cicho wprost do Twojego ucha, chwytając Cię za dłoń.
— A kiedy składałam przysięgę małżeńską? Do mojego za mąż pójścia zostało czterdzieści sześć dni. — wskazała na aplikację, która odliczała czas do uroczystości zatytułowanej 'ślub roku'.
***
Ledwie zamknąłeś za sobą drzwi od klatki schodowej zauważyłeś siedzącego na drewnianej ławce Bednarka, który zdawał się właśnie na ciebie czekać. Przewertowałeś zakładki w swoim umyśle, jednak nie przypominałeś sobie, żebyś zapomniał o jakimś wspólnym bieganiu czy innej czynności jak chociażby podwiezienie go na trening. Od kiedy dowiedział się, że znacie się z Gracją spędzaliście ze sobą sporo czasu i nawet podczas treningów byliście w parze podczas zadań w dwójkach. Podszedłeś spokojnie zerkając na trzymane przez niego kartki.
— Cześć — uniosłeś brwi witając kolegę z zespołu, który mruknął coś pod nosem. Niewiele rozumiałeś z jego zachowania, jednak zrzuciłeś to na stres przedślubny, bo w końcu Gracja musiała być bardzo wymagającą partnerką. — Miło, że wpadłeś, ale jestem teraz trochę zajęty.
— Musisz mi poświęcić chociaż kilka minut — westchnął, a ty nie umiałeś mu odmówić widząc jego oczy przepełnione determinacją i czymś, co miało okazać się zawodem, bólem i prawdziwą złością.
— Coś się stało? — zdziwiłeś się widząc, jak cały wręcz drży zaciskając co chwila zęby. — Widzimy się przecież za godzinę na treningu.
— Musimy porozmawiać o mojej narzeczonej — warknął podkreślając dwa ostatnie słowa, a jego rysy stały się tak ostre, że samo patrzenie na nie wprawiało cię w otępienie. — Myślę, że lepiej tutaj niż w szatni.
— Nieźle trafiłeś — pokiwałeś głową wybuchając śmiechem, bo to, że wytrzymuje ze studentką prawa powinien dostać nagrodę i sam chętnie mu ją kupisz. — Wydaje się bardzo konkretna.
— Formella, nie prowokuj mnie — warknął ponownie nie patrząc na ciebie, a każda komórka jego ciała była postawiona w stan najwyższej gotowości.
— O co ci chodzi, bo nie bardzo rozumiem? — byłeś zdezorientowany, a wraz z kolejnymi jego odpowiedziami czułeś, że stało się coś niewłaściwego, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie przypominałeś sobie jednak nic, co mogło by przyszłego pana młodego wprawić w taki stan.
— Po prostu nie wiem o co chodzi — przedrzeźnił się pokazując ci jedną z kartek, którą zgniatał w dłoni, która okazała się zdjęciem sprzed kilka lat. — Tłumaczyliście się, że jesteście przyjaciółmi, a te zdjęcie jednak przekazują coś więcej.
Nie wiedziałeś się czy potrząsnąć nim, żeby znowu zachowywał się normalnie czy wybuchnąć śmiechem, bo ta sytuacja była zbyt abstrakcyjna by potraktować ją poważnie.
— Żartujesz sobie? — chwyciłeś zdjęcie zrobione na sopockiej twarzy, na którym obejmowałeś ubraną w twoją bluzę brunetkę wpatrzoną w morskie fale. — Gracja ci nie powiedziała?
— Rozmowa zakończyła się, gdy przyrzekła, że mogę spać spokojnie, ale nie wytrzymałem — rzucił w twoją stronę kolejne zdjęcia przedstawiające was na jej osiemnastych urodzinach, podczas wspólnych wycieczek, szczęśliwych i zakochanych. — Czy tak zachowują się przyjaciele?
— Janek, czy ty siebie słyszysz? — spojrzałeś na niego jak na kretyna nie mogąc uwierzyć, że te kilka fotografii wprawiało go w taką zazdrość. — Okej — uniosłeś dłonie do góry w geście poddania. — Powiem to raz i wbij to sobie do głowy. Gracja i ja znamy się od bardzo dawna, mieszkaliśmy obok siebie, wiesz? Ta sama klasa, nasze mamy spotykały się na kawie. Byliśmy przed liceum, gdy samo tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać. Ona byłą moją pierwszą miłością, wiesz takim światełkiem w tunelu. Czułem dumę, gdy podczas meczy siedziała na trybunach w mojej koszulce i gdy spotkałem ją po tych kilka latach przez chwilę czułeś, że chciałbym, żeby znowu była ze mną. Jednak oprzytomniałem i zdałem sobie sprawę, że to przywidzenie, że tylko mi się zdawało. Uwielbiam twoją narzeczoną i tak kocham ją, ale jak siostrę. To zdjęcie jest dla nas obojga ważne, ale to twoją żoną zostanie i to ciebie kocha. Wierz mi, bo gdyby było inaczej nie przyjęłaby pierścionka, znam ją.
— Nie mogliście mi powiedzieć całej prawdy wprost? — zapytał otwierając szeroko oczy i opadając na ławkę. Rozłożył szeroko ręce jakby nie mógł uwierzyć, że to tak proste. — Zrozumiałbym, bo przez nią miałem dziewczynę, z którą byłem od początku gimnazjum — uśmiechnął się — Poczułem się oszukany, bo myślałem, że dawny kochanek wrócił. Obawiałem się, że ją mi zabierzesz. — dotknął jednej z fotografii — Ładna z was była para. Zerwaliście tylko dlatego, że Gracja przypaliła jajecznicę?
— Powiedzmy, że mieliśmy inne spojrzenie na życie — zaśmiałeś się krótko przypominając sobie tamtą chwilę. Zdziwiłeś się, bo gdy o tym myślałeś nie czułeś bólu czy smutku tylko spokój, że to się stało i było dla was dobre. — Między nami wszystko okej?
— Tak, stary — uśmiechnął się spokojny — W sumie to dobrze, że to ty byłeś jej pierwszym chłopakiem.
— W razie czego to mam kilka ciekawych historii z jej życia — zaśmiałeś się głośno, a Bednarek odpowiedział ci tym samym.
***
Wieczorne powietrze wlatywało do twojego mieszkania przez otwarte okno, a ty leżałeś na kanapie wpatrując się w kolejny odcinek “Przyjaciół”, na który natrafiłeś kilkanaście minut temu. Nie umiałeś skupić się na fabule cały czas miętoląc w dłoniach beżowe zawiadomienie o jutrzejszej uroczystości, na której obiecałeś się zjawić. Nie miałeś pewności czy aby na pewno dobrze zrobisz stając w ostatnim rzędzie poznańskiego zakonu dominikanów. Czułeś dziwny niepokój na myśl, że Gracja wyjdzie za mężczyznę, którym nie jesteś ty, jednak wiedziałeś, że to co powiedziałeś Jankowi było prawdą. Zawsze będzie dla ciebie ważna i nie pozwolisz nikomu jej skrzywdzić, jednak nie czujesz do niej już tych wszystkich gorących uczuć, które łączyły was za czasów licealnych. Była twoją pierwszą miłością, ale wiedziałeś, że na tę najważniejszą przyjdzie, jeszcze pora. Odrzuciłeś kartonik w bok, gdy usłyszałeś dzwonek do drzwi. Zmarszczyłeś brwi, gdy dostrzegłeś kto i w jakim stanie stoi po drugiej stronie.
— Gracja? — zapytałeś otwierając szeroko drzwi, a ona tylko zachichotała opierając się dłonią o ścianę. — Co ty tutaj robisz?
— Lubię mylić adresy — wymamrotała, a ty musiałeś się skupić, żeby dobrze ją zrozumieć. Zlustrowałeś jej sylwetkę ubraną w krótką, sięgającą niewiele poniżej pośladków sukienkę, a ty przeszła obok ciebie chwiejnym krokiem nie musiałeś patrzeć jej w oczy, że wydać wyrok.
— Jesteś pijana — stwierdziłeś opierając się biodrami o kuchenną wyspę i krzyżując ramiona na piersi. Spojrzała na ciebie zamglonym wzrokiem, a ty nie mogłeś powstrzymać uśmiechu, który cisnął ci się na wargi.
— Troszeczkę, wypiłam naprawdę niewiele — opadła na kanapę, z której ty niedawno powstałeś i uniosła dwa palce, jakby składała przysięgę. — Słowo harcerza.
— Nigdy nim nie byłaś — przewróciłeś oczami odwracając się od niej, żeby wyciągnąć z szafki czystą szklankę. — Zawsze miałaś słabą głowę. Jakaś specjalna okazja? — mówiłeś do niej, żeby nie straciła kontaktu z rzeczywistością, jednak ona bardziej zajęta była oglądaniem reklam.
— Panieński — rzuciła nie zwracając na ciebie zbyt dużej uwagi. Bawiło cię jej zachowanie, chociaż bardziej intrygował cię powód dlaczego postawiła stopę na twojej klatce schodowej podczas gdy powinna przytulać się do którejś ze swoich koleżanek, bo nie mogła ich nazwać przyjaciółkami. Gracja po prostu taka była, trudno było się z nią zaprzyjaźnić, bo ona zawsze najbardziej potrzebowała siebie. — Alkohol i wielki klub bez striptizera. - przewróciła oczami próbując się podnieść, jednak jej się nie udało. — Zupełnie o tym nie pomyślały. Ładnie tutaj masz.
— Dzięki, chyba — pokręciłeś głową sięgając po telefon leżący na szafce obok niej. — Zadzwonię do Janka, bo pewnie się martwi. Masz napij się — podałeś jej szklankę z wodą, jednak gdy ją zobaczyła zdobyła się tylko na grymas niezadowolenia.
— Pewnie i tak bawi się lepiej niż ja — wydęła zabawnie wargi wypijając całą zawartość.
— Kocha cię — uśmiechnąłeś się do niej siadając na rogu, aby w razie czego móc jej pomóc. Przysunęła się bliżej i położyła głowę na twoim ramieniu, a ty zaśmiałeś się cicho. Po pijaku była zupełnie inna niż zwykle - nie traciła własnej woli, jednak pozwalała sobie na okazywanie uczuć i mówienie rzeczy, które normalnie uznałaby za niedojrzałe. Właśnie podczas takiej sytuacji, jeszcze w Trójmieście wyznała ci miłość, choć następnego ranka nie była do końca pewna co się stało.
— A ty? Chociaż trochę? — spojrzała na ciebie uważnie.
— Bredzisz — odsunąłeś trochę od niej niezbitą jeszcze szklankę, bo mama chyba by nie wpuściła cię do domu, gdybyś pobił jej w kilka miesięcy wszystkie naczynia, które łaskawie ci pożyczyła.
— Może nie chodzę prosto — wzruszyła ramionami starając się brzmieć w miarę normalnie, jednak musiałeś się zaśmiać zdając sobie sprawę w jakim stanie była. — Ale nie bredzę. — nie kontrolowałeś tego, co robi i czułeś się bezsilny, gdy wgramoliła się na twoje kolana dotykając ustami obojczyka.
— Gracja — zacisnąłeś mocno szczękę odpychając ją. Nie mogłeś pozwolić na to, żeby stało się coś, przez to, co kiedyś was łączyło. Oboje zamknęliście ten rozdział dawno temu i nie miałeś ochoty burzyć całej reszty, która została po tym zbudowana. — Zawsze w jakiś sposób będę cię kochał, ale nie pozwolę, żebyś przez alkohol zrobiła coś głupiego. — ścisnąłeś ją za ramiona starając się nią nie potrząsnąć.
— Nigdy nie popełniam błędów. Mam jeszcze spowiedź przed ślubem. — starała się przybliżyć do ciebie, jednak posłałeś jej karcące spojrzenie, na które zareagowała spuszczając głowę.
— Jesteś pijana, zaręczona i ja nie patrzę na ciebie już w taki sposób, rozumiesz? — mówiłeś do niej powoli i widziałeś w jej błyszczących od alkoholu oczach, że choć jutro nie będzie pamiętała szczegółów to zda sobie sprawię, że to co miała zamiar zrobić było zwyczajnie głupie.
— Możesz zamówić mi taksówkę? — zapytała po chwili odsuwając się na drugi koniec kanapy. — Przepraszam.
— Odwiozę cię, bo przecież mogłem przypadkowo przejeżdżać obok klubu — mrugnąłeś zgarniając do kieszeni kluczyki do stojącego w garażu samochodu. Stanąłeś przed nią zerkając na niewiedzącą jak się zachować dziewczynę i uniosłeś do góry jej podbródek. — Zawsze będę cię kochał, ale jak siostrę. Okej? — kiwnęła głową, a ty wiedziałeś, że postąpiłeś właściwie.
***
Siadając przy staromodnej toaletce, przy której do ślubu malowano Twoją babcię i mamę, powstrzymujesz łzy wzruszenia, od których nie możesz uwolnić się od wczesnych godzin porannych, kiedy oglądałaś wspólne zdjęcia umieszczone w białym albumie. Nie możesz uwierzyć, że przed siedemnastą wyjdziesz z kościoła jako żona ze złotą, szeroką obrączką na serdecznym palcu przy zaręczynowym pierścionku z diamentem i cyrkoniami. Gdyby istniał zwyczaj, że to kobiety mają oświadczać się swoim przyszłym mężom musiałabyś wziąć kredyt w pobliskim banku na co najmniej osiemnaście rat, aby spłacać miesięcznie niecałe dwieście złotych. Nigdy nie przepadałaś za bogactwem. Wolałaś kupić sobie trzy pary spodni niż chwalić się jednymi, markowymi, które zazwyczaj niewiele różniły się od tych, które nosiłaś. Nie przywiązywałaś wielkiej uwagi do biżuterii, dlatego kto Cię znał ten wiedział, że oprócz białego zegarka i otrzymanej w prezencie od Darka czerwonej bransoletki z parą, srebrnych ludzików nic więcej nie masz. Nie trzymałaś na sypialnianej komodzie kilku szkatułek, bo dopiero od dwóch tygodni, kiedy przebiłaś sobie uszy mogłaś pochwalić się pierwszą parą długich i krótkich kolczyków. Uśmiechając się w stronę znajomej kosmetyczki, przymknęłaś oczy, czując jak równomiernie nakłada złote i beżowe cienie do powiek. Czując zapach malinowej mgiełki przypominasz sobie, że Formella kilka lat temu nie mógł się przyzwyczaić, kiedy zmieniłaś stały zapach swoich perfum na zakupiony na promocji różowy flakonik z czarną kokardką. Zaśmiałaś się cicho z tego wspomnienia i wzięłaś do ręki swój telefon, który od dłuższej chwili nie dawał Ci spokoju. Zerkając na brunetkę, która szukała w dużym kuferku sypkiego pudru, przeczytałaś treść wiadomości od ukochanego. "Gdybym miał więcej czasu zobaczyłbym pannę młodą w sukni, nieźle stąd wszystko widać". Nachylając się w stronę okna i przytrzymując ręką luźną sukienkę bez ramiączek, nie mogłaś uwierzyć, że zajął miejsce na trzepaku, machając Ci radośnie. Przesyłając mu całusa, wróciłaś do ostatnich przygotowań. Żałowałaś jedynie tego, że nie zdecydowałaś się wcześniej na zmianę świadkowej. Gdy patrzyłaś na swoją kuzynkę to chciałaś, aby na jej miejscu znajdował się mężczyzna i był nim urodzony w październiku piłkarz. Zestresowana trzymając mocno dłoń męża poczułaś, jak na włosach znajduje się ryż, wokół Was leżą grosze, a na odsłoniętych ramionach masz złote, łososiowe i białe ozdoby, które widziałaś jedynie podczas zwycięskich meczów. Całując Janka w policzek, uświadamiasz sobie, że gdybyś miała ponownie wrócić do szkoły podstawowej miałabyś pierwszy numer w dzienniku, nie przedostatni. Jedyne, co pamiętałaś to Wasza przysięga małżeńska i płacz matki oraz teściowej, które nie mogły uwierzyć, że ich dzieci wyleciały z gniazdka i więcej nie zagrzeją miejsca w starych pokojach. Kiedy otrzymałaś życzenia od rodziny, piłkarzy i ich drugich połówek, zobaczyłaś na prawie samym końcu dwudziestojednolatka, który trzymał w dłoni ukochane przez Ciebie różowe piwonie. Lustrując go wzrokiem, odebrałaś od niego bukiet, przykładając do kwiatów nos i przypominając sobie Waszą pierwszą randkę.
— Jak się czujesz jako pani Bednarek? —zaśmiał się widząc twoje zaszklone oczy.
— Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ten mężczyzna jeszcze nie wie, co go ze mną czeka. — wskazała na męża, który miał na rękach swoją bratanicę.
— Może go nie otrujesz. -uśmiechnął się, szturchając Janka w ramię. — Lepiej ty gotuj. — spoważniał po chwili. — Proszę Cię, opiekuj się nią najlepiej, jak tylko potrafisz.
— Muszę się do Ciebie przytulić, mój przyjacielu. — opierasz się o jego klatkę piersiową, czując dłonie na rozgrzanych plecach. — Zawsze będziesz dla mnie bliski. — wypowiedziała drżącym głosem.
— Hej, cesarzowa nie płacze. — mruknął, przytulając Cię mocniej. — Zawsze będę przy Tobie.
— Jak urodzę syna to dam mu imię po najlepszym wujku na świecie. — łzy opadły na jego garnitur.
— Rezerwuję sobie taniec. — uśmiechnął się szeroko.
— Po pierwszym tańcu biegnę do Ciebie. — pocałowałaś go przelotnie w policzek, zostawiając ślad po jasnym błyszczyku. —Dziękuję, że mimo wszystko jesteś ze mną w tym ważnym dla mnie dniu.
— Nie płacz już, bo szkoda makijażu, złotko. — ucałował Cię w czoło, znikając wśród gości.
***
karo: Dzisiaj mowę na koniec zaczynam ja! Będzie krótko i na temat. Dlaczego nie przekonałam Oli, żeby nowy rozdział pojawił się w czerwcu? Żyłam wspomnieniami z wycieczki, przygotowaniami do poloneza i zakończenia roku, a także poprawą ocen i rekrutacją do liceum. Mam nadzieję, że wynagrodzimy Wam brak porcji literatury tym, że damy jeszcze jeden wpis w tym miesiącu. Ze swojej strony nic nie obiecuję, bo nie chcę wyjść na oszustkę, ale jest szansa, że postaram się z moją internetową siostrą coś napisać :")
retreat: Jeszcze jeden wpis w tym (TYM, TYM?) miesiącu, no może być ciekawie. Ja też postaram się krótko, ale nie wiem czy mi wyjdzie (zwykle nie wychodzi). Jakoś tak wyszło w tym czerwcu, że nie było czasu, ale wiadomo jakie są czerwce ehh Znowu pisane na ostatnią chwilę, a jak mogę scharakteryzować tę miniaturkę? Pisanie dialogów nie na bieżąco nie jest dobre! Jestem z nas dumna, bo wyszło to naprawdę fajnie, prawda? Karo tak mnie gnębiła aż wygnębiła tę publikację - dużo miłości, ret.
retreat: Jeszcze jeden wpis w tym (TYM, TYM?) miesiącu, no może być ciekawie. Ja też postaram się krótko, ale nie wiem czy mi wyjdzie (zwykle nie wychodzi). Jakoś tak wyszło w tym czerwcu, że nie było czasu, ale wiadomo jakie są czerwce ehh Znowu pisane na ostatnią chwilę, a jak mogę scharakteryzować tę miniaturkę? Pisanie dialogów nie na bieżąco nie jest dobre! Jestem z nas dumna, bo wyszło to naprawdę fajnie, prawda? Karo tak mnie gnębiła aż wygnębiła tę publikację - dużo miłości, ret.