31 grudnia 2017

Michael ♥ Ida ♥ Andreas


DZIENNIKARKA

Linz było miastem w północno-wschodniej Austrii; liczyło prawie dwieście tysięcy mieszkańców, a wśród nich znajdujesz się Ty wraz z młodszą o cztery lata żoną. Kupiliście po ślubie niewielkie mieszkanie z widokiem na pętlę tramwajową i jako dwudziestotrzylatek nie musiałeś chodzić na imprezy, aby zapić smutki albo poznać przypadkową kobietę, która chciałaby spędzić z Tobą noc i nie oczekiwałaby śniadania składającego się ze zbyt słodkich kanapek z Nuttelą, które uwielbiała jeść Ida. Po trzech latach małżeństwa nadal byłeś szczęśliwym mężem zdolnej dziennikarki; czasami były dni lub tygodnie, kiedy mijaliście się w drzwiach, ale takiej miłości jaka trafiła się Wam w gimnazjum mógłby pozazdrościć każdy. Wasi rodzice nie mogli uwierzyć, kiedy oznajmiliście, że jesteście do siebie stworzeni i planujecie w przyszłości wspólne życie jako państwo Hayböck. Nie widzieliście siebie za dziesięć lat osobno, a wraz z osiągnięciem przez ukochaną dziewczynę pełnoletności poszliście do znajdującego przy parku Urzędu Stanu Cywilnego, aby zarezerwować najbliższy termin na wypowiedzenie przysięgi małżeńskiej. Wasz najważniejszy dzień w życiu przypadł na dwunastego grudnia w samo południe; brunetka z piegami na nosie nawet nie przejmowała się, że będzie musiała iść w krótkiej sukience w siarczysty mróz, płakała jedynie ze szczęścia i mimo, że mogła przed dobrych kilka lat być jeszcze singielką stanowczo wolała Ciebie i złotą obrączkę na palcu odbijającą się w słońcu. Znudzony wysłuchiwaniem codziennych wiadomości, przygotowałeś dla ukochanej owsiankę, a kiedy przekroczyła próg małej kuchni w bieliźnie i zobaczyła zapełnioną różową miseczkę przytuliła się mocno spoglądając na świeże owoce.  — Rozpieszczasz mnie.  — powiedziała popijając mocną kawę, którą zaczęła uwielbiać w szkole średniej, kiedy w jedną noc próbowała zapamiętać obszerny materiał.
 — Jak nie będę o Ciebie dbał to mnie zostawisz.  — ucałowałeś ją w odkryte ramię.
 — Anioł z Ciebie, kochanie.  — cmoknęła Cię w usta i wyjęła z teczki dokumenty zakreślając pojedyncze słowa czerwonym cienkopisem.  — Kiedy zaczynacie zgrupowanie?
 — Za trzy dni, skarbie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś dziennikarką. Jestem jedynym skoczkiem, który podczas zgrupowania może widzieć swoją żonę.
 — Przyjadę dopiero w poniedziałek, bo mam artykuł o Niemcach do skończenia, więc cały weekend spędzę w biurze.  — westchnęła i wiedziałeś, że trzy razy będzie wyłączała alarm, aby tylko przytulić się do poduszki pięć minut dłużej.
  — Mam tylko nadzieję, że żaden Cię nie podrywa, bo osobiście mogę któregoś pozbawić uzębienia.  — zaśmiałeś się cicho wyobrażając sobie niektórych zawodników bez śnieżnobiałych zębów.
 — Richard czy może Severin?  — spojrzała na Ciebie znacząco.  — Żadna konkurencja dla takiego przystojnego mężczyzny jak ty.  — usiadła Ci na kolanie.
 — To się jedyni skoczkowie z Niemiec, Ida. Chyba, że tylko z nimi współpracujesz.  — poprawiłeś koszulę spoglądając na jej twarz niepokrytą makijażem.
 — Zazdrosny?  — zdziwiła się poprawiając Twoje mokre włosy.  — Wydaje mi się, że nie muszę udowadniać co czuję.  — dotknęła torsu zagryzając lubieżnie wargę.
  — Przepraszam, ale to nie moja wina, że mam seksowniejszą żonę na tym świecie. Myślisz, że Niemcom na Twój widok nie miękną kolana? Jestem przekonany, że właśnie się tak dzieje na samą myśl, że przeprowadzisz z nimi wywiad.  — Nie jestem zazdrosna o oznaczające Cię na zdjęciach fanki.  — pogłaskała Cię po policzku pachnącym wodą po goleniu.
 — Tylko ja nie zwracam na te kobiety żadnej uwagi, a oni są zdolni do wszystkiego.
 — Skup się, żebyś wylądował podczas zawodów, kochanie.  — cmoknęła Cię przelotnie, gdy rozległ się telefon.  — Muszę odebrać, to z pracy.
Wyjęła z tylnej kieszeni ciemnych spodni telefon, a kiedy rzuciła ubranie na podłogę przypomniałeś sobie każdy szczegół z dzisiejszej nocy; zmęczony wróciłeś z torbą pełną zakupów przed dwudziestą pierwszą i byłeś pewny, że ogląda właśnie swój ulubiony serial. Nie było dnia, aby nie śledziła losów bohaterów, których nawet imion nie mogłeś zapamiętać. Uśmiechnięty otworzyłeś drzwi od sypialni, zobaczyłeś zaścielone przez siebie łóżko, a kiedy stanąłeś przy ścianie słyszałeś jedynie odgłosy kłótni sąsiadów, bo na zegarek nie mogłeś liczyć, zatrzymał się o pierwszej piętnaście, a Ty zapomniałeś znowu kupić baterii. Wykąpany czekałeś na nią z kolacją, jednak gdy na telefonie pojawiła się nowa data położyłeś się wygodnie próbując się do niej dodzwonić; znając ją trzymała telefon w ręku, ale wyłączony dźwięk uniemożliwił jej przesunięcie palca na zieloną strzałkę. Zadowolona obudziła Cię pocałunkiem w nos i zaczęła kontynuować pieszczotę na Twoich nawilżonych wargach; wypowiedziała jedynie, że czeka ją awans, a następnie zaczęła pozbywać Was ubrań, zabierając Twoją rękę na swoją szyję, kiedy chciałeś sięgnąć z szafki prezerwatywę. Natychmiast wyznała, że gdyby miała w domu Michaela juniora byłaby jeszcze bardziej szczęśliwą kobietą w tym mieście, w tym kraju i na każdym centymetrze tego świata, który zaczynał i kończył się na tej jedynej osobie, którą pokochałeś całym sercem. Zakładając na lewą ręką czarny zegarek i szukając ładowarki od telefonu oparłeś się o uchylone drzwi spoglądając na jej sylwetkę, zagryzioną wargę, a także lekko zaczerwienione policzki.  — Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy.  — rzuciła pośpiesznie.  — Tak, ja też. Oddzwonię.  — poprawiła bluzkę.  — Co tam, Michael?
 — Co ja też? Mówisz tak tylko, gdy odpowiadasz, że mnie kochasz. Jestem coraz bardziej zazdrosny.
 — Dzwoniła moja redaktor, mówiłam ja też, bo potwierdziłam, że nie mogę doczekać się nowego kontraktu.  — przewróciła oczami.  — Nie wiedziałam, że mój mąż jest takim zazdrośnikiem.
 — Na moim miejscu też byś była.  — zacząłeś całować ją po szyi prowadząc w stronę łóżka.
 — Nawet nie wiesz jak bardzo. Wydrapałabym oczy Twojej kochance i pozbawiła wszystkich włosów.  — mruknęła między pocałunkami.
 — Tak sobie myślę, że wcale nie musimy iść na ten spacer, a moja ukochana teściowa wybaczy, że odwiedzimy ją z małym opóźnieniem.  — położyłeś brunetkę na materacu ściągając z niej spódnicę.

***

Uniosłeś drobną dłoń zasłaniając nią ostatnie słoneczne promienie, które wlatywały przez ciężkie, burgundowe zasłony, które w pośpiechu zasłaniałeś przed kilkoma godzinami. Czułeś na sobie jej wzrok i marzyłeś, że za kilka lat uda ci się ją zobaczyć w śnieżnobiałej sukni zmierzającą do ciebie stojącego przy ołtarzu. Przymknąłeś oczy czując jak rysuje różne kształty długim paznokciem na twojej nagiej piersi - przyjemne dreszcze, które owładnęły twoje ciało nie pozwoliły ci na spojrzenie na nią. Każdy twój mięsień reagował na nią zbyt silnie i widziałeś to już w momencie, gdy wpadła do berlińskiej kawiarni kilka miesięcy temu chcąc zabłysnąć przed redaktor naczelną wywiadem z niemiecką reprezentacją.
 —  Żałuję, że nie mieszkasz sama  — otworzyłeś oczy widząc jak się w ciebie wpatruje. Objąłeś ją mocno ramieniem i czując jak drży pocałowałeś ją w skroń, jednak ona tylko przewróciła oczami, a ty doskonale wiedziałeś co zaraz powie, bo przecież mówiła to samo za każdym razem jak zaczynałeś ten temat.
 — Jestem przykładną córeczką mamusi —  westchnęła dotykając twojego policzka zewnętrzną stroną dłoni i poczułeś na skórze dotyk jej pierścionka  — delikatnego pierścionka z szafirem, jedynej pamiątce po babci, której nigdy nie zdejmowała i mówiła, że nie chce nosić innej biżuterii. Nie rozumiałeś do końca dlaczego jest tak bardzo przywiązana do tego kawałka metalu, ale nie miałeś czasu, żeby dociekać.
 — Wiem, że przerabialiśmy to już miliony razy  — kiwnąłeś głową podnosząc się do pozycji siedzącej. Pochyliłeś się nad nią składając kilka pocałunków na jej odkrytym ramieniu, wycałowywałeś drogę od jej ust aż do niewielkiego znamienia pod lewym obojczykiem.  — Tęsknię i dalej nie mogę zrozumieć dlaczego nie możesz się tutaj przeprowadzić. Redakcje sportowe nie kończą się na tej twojej  — chwyciłeś kosmyk jej włosów między palce, a ona otworzyła usta chcąc się bronić.  —  Każda redakcja przyjęłaby cię z otwartymi rękami, a ja bardzo za tobą tęsknię jak wyjeżdżasz.
Spojrzała na ciebie z przekąsem unosząc się na łokciu, aby spojrzeć w twoje oczy. Prawie odruchowo nawiązaliście kontakt wzrokowy, a ona tylko szybko musnęła twoje wargi i odsunęła się na drugi koniec łóżka. Zaśmiałeś się pod nosem sięgając po leżącą na podłodze koszulkę i wciągnąłeś ją jednym ruchem. Zrobiła niezadowoloną minę, jednak tylko mocniej okryła się kołdrą zachowując ciszę przerywaną tylko szumem samochodów dochodzącym zza okna.
 —  Jesteśmy ze sobą za krótko, Andi  — uśmiechnęła się słodko zdrabniając twoje imię. Lubiłeś, gdy to robiła, bo właśnie wtedy czułeś, że wasz związek to coś więcej niż seks kilka razy w tygodniu. Może nie zawsze traktowałeś kobiety poważnie, ale odkąd spotkałeś dziennikarkę to nie spojrzałeś z pożądaniem na żadną inną, chociaż kręciło się ich wokół ciebie na pęczki. —  Może za jakiś czas. Nie chcę się spieszyć, kochanie.
 — Obiecaj chociaż, że o tym pomyślisz  —  zaśmiałeś się patrząc na nią z uśmiechem. Wstałeś z miejsca składając jeszcze pocałunek w jej włosach.  — Zrobię śniadanie, bo potem nie zobaczymy się przez jakiś czas.
 —  Słyszałam, że jutro redaktor naczelna ma dać pewnej dziennikarce bilet na zgrupowanie niemieckiej reprezentacji  — uśmiechnęła się lubieżnie kładąc się boku, żeby obserwować jak wyciągasz z lodówki produkty potrzebne do zrobienia naleśników.  — Mam przeprowadzić wywiad z przystojnym skoczkiem.  — uniosłeś brwi odkładając na blat butelkę mleka i opierając się o ściankę dzieląc salon z aneksem kuchennym.
 — Uzgodnijmy, że jestem nim ja.  — pochyliłeś się nad nią z szerokim uśmiechem, który poszerzył się jeszcze bardziej czując jej oddech na swoich ustach.  — Możemy już zająć się odpowiadaniem na te pytania, prawda?  — chuchnąłeś jej lekko w twarz budząc grymas, który cię rozśmieszył.
 — Pana fanki nalegały na pytanie czy jest pan zajęty  — mruknęła ci do ucha zaplatając dłonie na twoim karku i przyciągając cię do siebie.  — Panie Wellinger?
 — Jestem zakochany do szaleństwa  — szepnąłeś w przestrzeń między wami, która po chwili już zniknęła, a wasze języki toczyły walkę o dominację, chociaż wiedziałeś, że wygrasz.  —  A pani redaktor? Taka piękna kobieta pewnie trzyma kochanka w szafie. —  zapytałeś z zawadiackim uśmiechem, gdy się od siebie oderwaliście.
 — Nie tylko jednego  — mruknęła pod nosem, jednak przymknęła oczy widząc twoją poważną minę, która nie zwiastowała nic dobrego.
 — A gdzie ja w tym wszystkim?  — usiadłeś obok niej przeczesując palcami włosy, bo czułeś, że to nie tak miała się skończyć ta rozmowa.  — Pytam serio, Ida.  — uniosłeś kącik ust.
 — Kilka centymetrów nade mną —  stwierdziła rozbawiona wdrapując się na twoje kolana. —  Andreas, nie widziałeś mnie tylko dwa dni, a zachowujesz się jak napalony nastolatek.  —  mówiła obejmując cię mocno, a ty nie chciałeś, żeby ta sytuacja kiedykolwiek się skończyła.


***

Na przednim siedzeniu pasażera znajdował się bukiet złożony z dwudziestu pięciu czerwonych róż. Zdenerwowany wystukiwałeś palcami nieznajome dźwięki na kierownicy służbowego samochodu; wpatrywałeś się w powiększającą się nad miastem mgłę i odnosiłeś powoli wrażenie, że korek przede Tobą nigdy się nie zmniejszy. Te znajome ulicy pokonywałeś odkąd odebrałeś prawo jazdy, lecz w kilkuletnim życiu kierowcy nie widziałeś takiego oblężenia w Linz; nie zbliżały się święta ani ważne wydarzenia, a Ty czułeś, jakby Święty Mikołaj miał zapukać jutro do drzwi albo w przeciągu kilku godzin mieliby pozamykać wszystkie sklepy. Śpieszyłeś się do Waszego małego mieszkania, do niej piszącej kolejny artykuł albo poprawiającej błędy po młodszych koleżankach lub kolegach, którzy próbowali zdobyć taki sam talent jak Ida. Lodowate krople deszczu zagościły na przedniej szybie, a Ty na głos odliczałeś sekundy do zmiany sygnalizacji świetlnej i zastanawiałeś się nad ilością nieodebranych połączeń od żony - przyrzekłeś sobie, że to ostatni dzień, kiedy wyjechałeś na trening bez białej ładowarki, którą przy życiu trzymała taśma izolacyjna.
 — Obiad dawno wystygł.  — rzuciła oschle, gdy tylko otworzyłeś drzwi.
 — Przepraszam, ale był wypadek niedaleko i stałem w korku, nic nie mogłem poradzić, a samolotu nie posiadam.
 — Wystarczyło zadzwonić.  — nie patrzyła w Twoją stronę, wręcz unikała spojrzenia znajomych tęczówek, które wpatrywały się w nią z miłością.
 — Jeszcze z rozładowanego telefonu nie dzwoniłem.  — próbowałeś się bronić.  — Skarbie, nie bądź zła.
 — Ledwie wróciłeś, a już się mijamy.  — rzuciła chłodno.  — Chyba straciłam apetyt.
 —  Siadaj.  — krzyknąłeś i czułeś, że swoim zachowaniem podnosi Ci zawsze zbyt niskie ciśnienie. — Z tego talerza ma wszystko zniknąć.
 — Nie będziesz mi mówił co mam robić.  — stanęła na przeciwko Ciebie.  — Inni lepiej mnie traktują.  — rzuciła przez ramię i położyła na krześle czarny fartuszek.  — Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę.
 — Zostań.  — szepnąłeś.  — Inni to znaczy kto? Może wezmę u nich prywatne lekcje?  — spojrzałeś na nią.  — Nie widzisz, że Cię kocham i skoczyłbym za Tobą w ogień?
 — Michael, nie mam ochoty się kłócić.  — westchnęła i założyła kurtkę.  — Ochłoń.
Słońce dawno schowało się za horyzont, temperatura drastycznie malała, a Ty przemieszczając się między salonem, a kuchnią próbowałeś wypatrzeć niską postać brunetki. Zirytowany rzuciłeś najnowszy model iPhone na prześcieradło i zaczepiając się o stertę prania w kącie, a także porozrzucane ładowarki od laptopów i zabawek Twoich chrześniaków, którzy zostawiali je u Was, aby przy każdych odwiedzinach mogli się bawić. Zawiązując fartuszek, który w złości porzuciła postanowiłeś zrobić jej przyjemność, aby po powrocie do domu poczuła przyjemny zapach lawendy i mogła w spokoju odsłuchać rozmowy ze sportowcami, aby skończyć lub rozpocząć wywiady.
 — Michi? —  zawołała Cię zamykając drzwi.  — Jesteś?
 — Jestem.  — wychyliłeś się z łazienki.  — Michi został Twoją prywatną sprzątaczką.  — pomachałeś żółtą ściereczką przeznaczoną do wycierania kurzu.
 — Może ja częściej będę się obrażać?  — zaśmiała się.  — Znalazłeś może moją bransoletkę od dziewczyn?
 — Leży na komodzie, skarbie. Masz coś jeszcze czerwonego do prania?
 — Sukienkę, która jest w walizce.  — uśmiechnęła się delikatnie.  — Zrobię nam herbaty.
 — Przy okazji zjesz obiad, chudzinko.  — otworzyłeś walizkę.  — Widzę, że kupiłaś interesujący komplet bielizny.  — uchyliłeś torebeczkę przyglądając się koronkowemu stanikowi i sięgając skrawek kartki
 — Nie zaglądaj tam, gdzie nie musisz.  — krzyknęła z kuchni i postawiła czajnik na kuchence.
 — Chwalę tylko twój zakup.  — włożyłeś ubranie do pralki i wróciłeś do niej.  — Nie mogę się doczekać kolejnej nocy. Kocham Cię, Ida.
 — Co ty taki czuły, kochanie?  — zaśmiała się i wyjęła sztućce z szuflady.
 — Tylko, że to ja tego nie pisałem. Naprawdę mi miło, że znajdujesz pocieszenie w ramionach innego.
 — Żartujesz sobie ze mnie?  — uniosła brwi.
 — A jak to wytłumaczysz? Kim jest ten A?
 — Ta A, jeśli już.  — usłyszałeś nerwowy śmiech.  — Poznałeś Anette, moją współtowarzyszkę niedoli podczas konkursów. Nie zauważyłeś, że jest naprawdę zabawna?  — objęła Cię mocno.
 — Skąd mam pewność?
 — Bo jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało i mam na palcu to.  — uniosła dłoń z obrączką i więcej nie potrzebowałeś, uwierzyłeś jej, bo kochaliście się nad życie.


***

 — Zgadnij kto jest najwspanialszym mężczyzną na świecie i przyniósł swojej kobiecie lunch do pracy?  — powiedziałeś na dzień dobry do telefonu komórkowego stojąc pod jej biurem.
 — Takim mężczyzną jest mój tata  —  zaśmiała się cicho, a ty mimowolnie przewróciłeś oczami trzymając w dłoni papierową torbę.
 — O cześć Hayboeck  —  uśmiechnąłeś się do wychodzącego z budynku blondyna  —  Już się boicie niemieckiej potęgi? Bardzo dobrze!  — zaśmiałeś się  — Przepraszam kochanie i lepiej popraw fryzurę, bo zaraz u ciebie jestem.  —  cmoknąłeś do telefonu rozłączając się i pożegnałeś skoczka głośnym  — Niemcy do boju!
 — Mam już lunch  — wskazała pudełko leżące obok laptopa.
 —  Zrobiłem lepszy  —  uśmiechnąłeś się szeroko  — Muszę o ciebie dbać, bo jesteś taka chuda, że prawie cię nie widać  — cmoknąłeś ją szybko w nos na co się zarumieniła.
 — Andreas  — mruknęła zaplatając dłonie na twoim karku  — Nie mogę ważyć więcej niż ty.
 — Głuptas —  pokręciłeś głową  — Spotkałem przed redakcją Michaela Hayboecka, wiedziałaś, że jego żona tutaj pracuje?
 — Możliwe, ale to zbyt wielka redakcja, żebym znała wszystkich.  — wzruszyła ramionami  — Nie spieszysz się na trening czy coś? Bo ja jestem w pracy, kochany.
 —  Kolacja wieczorem?  —  zapytałeś cwanie kładąc dłonie na jej biodrach, a ona pokręciła głową. —  Zaraz zaczynam sezon, a ty mi odmawiasz chwil z tobą. Nie ładnie, zapamiętam to sobie.
 —  Andreas, zaraz się spóźnisz  — wskazała tarczę zegarka, a ty pokręciłeś głową.
 — Sprawdzę czy wszystko zjadłaś  —  musnąłeś szybko jej wargi na co się roześmiała podnosząc twoją torbę i popychając cię w kierunku wyjścia.


***

 — Do zobaczenia, Ida. Kocham Cię.  — wyłączyłeś telefon i spojrzałeś na skoczka.  — Blady jesteś. Widzę, że jednak strach zagościł u Ciebie, ale nie martw się.  — położyłeś dłoń na jego ramieniu.  — Drugie miejsce też jest dobre.
 — Twoja kobieta też ma na imię Ida?  — zapytał marszcząc czoło.
 — Tak, moja żona ma na imię Ida.  — usiadłeś na ławce pocierając zmarznięte dłonie, gdyby była obok Ciebie znowu usłyszałbyś, że nie dbasz o swoje zdrowie.
 — Ciekawe.  — wzruszył ramionami.  — Moja też i nawet pracują w tym samym budynku. Moja Ida jest bardzo zdolną dziennikarką.
 — To samo mogę powiedzieć o mojej.  — uśmiechnąłeś się wyobrażając jak ciężko teraz pracuje, podziwiałeś ją z jaką szybkością i zdolnością pisała kolejne artykuły.  — Dobrze, że jeszcze my nie mamy takich samych imion.
 — Tak, rzeczywiście. -spojrzał na Ciebie.  — Wierzysz w zbiegi okoliczności, Michael?
 —  Na świecie może być pełno innych dziennikarek o imieniu Ida.
 —  Pewnie.  — wzdrygnął się.  — Chyba bym umarł z rozpaczy jakby to była ta sama kobieta.  — zaśmiał się krótko ukazując śnieżnobiałe zęby.
 — Moja żona nie zainteresowałaby się żadnym Niemcem. Wystarczą jej te wszystkie wywiady, które musi z Wami przeprowadzać.
 — Masz jakiś problem z moją narodowością?  — oburzył się lekko.  — Ty nawet nie jesteś w typie mojej dziewczyny.
 — Moja żona nawet by na Ciebie nie spojrzała.
 — Na mnie każda zwraca uwagę, bo jestem Andreas Wellinger.  — uśmiechnął się cwanie, jak to miał w nawyku od wielu lat. —  To ja co najwyżej mógłbym na Twoją Idę nie zwrócić uwagi, bo żadna nie jest piękniejsza od mojej kobiety!
 — Nie widziałeś jej, więc nic nie mów.  — wstałeś i uważnie na niego spojrzałeś.
 —  To ja pokażę Ci zdjęcie i zobaczysz jakiego anioła mam obok siebie.  — wyciągnął z kieszeni telefon w czarnej obudowie.
 — Wcale nie musisz, bo nie chcę się zachwycać twoim aniołem, mam swojego od kilku lat.
 — Czy ona nie jest wspaniała?  — zapytał i podsunął Ci pod urządzenie pod nos z galerią jej zdjęć.
 — Młody, jeżeli chcesz wygrać to znajdź inny sposób, żeby mnie zdenerwować. Dowiedziałeś się, że to moja żona i teraz chcesz popsuć mi dobry nastrój. Masz dwadzieścia jeden lat, a zachowujesz się jak dzieciak.
 — Stary się odezwał, a to nie jest twoja żona, lecz moja przyszła narzeczona.
 — To dlaczego miałbym nosić zdjęcie twojej ukochanej w portfelu? Podnosisz mi jedynie ciśnienie. —  popchnąłeś go na ścianę.  — To jest moja Ida.
 — Chyba sobie żartujesz.  — podniósł głos.  — Czy miałbym takie zdjęcie z twoją żoną?  — zapytał pokazując jak brunetka czule go całuje.  — Miałem Cię za normalnego kolesia, Michael.
 — Miałem nikomu tego nie pokazywać, ale bardzo proszę.  — pokazałeś mu zdjęcie, na którym spała naga przytulona do Ciebie.  — Wykasuj ten swój fotomontaż i lecz się na nogi, bo na głowę to stanowczo za późno.
 — Nie sądziłem, że jesteś takim dobrym informatykiem.  — pokiwał z uznaniem głową.  — Moja Ida będzie jutro na zawodach, więc możemy się spotkać.
 — Mam Cię na kłamstwie.  — wycelowałeś palec w jego klatkę piersiową.  — To jest zapasowy klucz do mojego pokoju, przyjdź około dwudziestej drugiej, usiądź w fotelu i popatrz na szczęśliwe małżeństwo.


***

Stanęłaś tuż przy bandach obserwując wiwatujących kibiców, którzy zdawali się być tak kompletnie oderwani do rzeczywistości rządzącej życiem przeciętnego człowieka - pieniądze, polityka, seks i wiele innych rzeczy, które rządziły światem. Tutaj się nie liczyło, bo skoki chłonęło się wszystkim; zaczynając od kosmyków włosów,a kończąc na czubkach bardziej lub mniej starannie wypastowanych butów, a adrenalina wpływała do krwiobiegu nie tylko skoczków siedzących w przeszklonym budynku. Zerknęłaś na kłębiących się wokół zeskoku dziennikarzy czekających na zwycięzców i tych wielkich przegranych, którzy mieli bić się najwyższe cele, ale nie mogli liczyć na te informacje, które ty miałaś na kilku dyskach schowane pod najgrubszymi ze swetrów w twoim osobistym, prywatnym mieszkaniu w samym sercu Wiednia, w którym ostatnimi czasy byłaś jedynie gościem. Uśmiechnęłaś się szeroko zaciskając kciuki dostrzegając nazwisko twojego męża w rogu telebimu. Michael był mężczyzną, którego ceniłaś za wszystko co powiedział i zrobił dla ciebie przez ten cały czas, odkąd się poznaliście.  Przejechałaś kciukiem po zimnym metalu, który kilka chwil przed wyjściem z hotelu włożyłaś na serdeczny palec. Słyszałaś jak ktoś z kolegów przeklina cicho pod nosem, gdy ostatecznie blondyn plasuje się na dwunastej pozycji, a ty zagryzasz wargi wspominając ostatnią rozmowę z blondynem, który zachwalał swoją formę i wydawał się być jej naprawdę pewny. Mieliście spotkać się wczoraj wieczorem, jednak z uwagi na pobyt w tym samym hotelu Niemców wolałaś nie ryzykować wykręcając się mnóstwem obowiązków i troską o jego samopoczucie, zresztą to samo powiedziałaś zabiegającemu o chwilę czułości Niemcowi, który wydawał się nie specjalnie zaskoczony twoim zachowaniem. Wystarczyła chwila, aby całe twoje życie zawisło na cienkiej nitce, którą mógł przerwać nawet silniejszy podmuch wiatru.
Czułaś jak świat, śnieg i masa kolorowych postaci miga ci przed oczami w jakimś dziwnym tańcu, gdy dwóch skoczków, którzy nigdy w życiu nie powinno się do siebie zbliżać gratuluje sobie z okazji zakończenia konkursu czy też sezonu. Zastygłaś w miejscu próbując opanować podchodzący ci do gardła żołądek. Czy to oznaczało koniec wszystkiego? Marzyłaś o tym, aby ukryć się gdzieś w tłumie flag, ukryć głos pośród skandujących imię zwycięzcy mieszkańców Austrii, twojego ukochanego państwa, które zmieniło cię w bezduszną kreaturę, w korporacyjnego szczura, który nie odpuszczał, gdy tylko poczuł krew. Młodzieńczą, bezbronną i nie przeszkodziła ci w tym nawet, że Andreas pochodził z Niemiec, nie obchodziła cię przysięga, którą składałaś najlepszemu przyjacielowi tryumfatora tegorocznych zmagań. Ktoś cię popchnął, ktoś szturchnął i zupełnie przerażona stanęłaś oko w oko z zawodnikiem, którego nie chciałaś spotkać, bo od dawna rzucał w twoją stronę róże aluzje, którego nie chciałaś spotkać w takim stanie, gdy swoją maskę musiałaś składać z porozrzucanych na śniegu części. Stefan Kraft patrzył na ciebie zupełnie obojętnie, jakbyś nie musiała już mu nic tłumaczyć, bo wszystko by wiedział. Przełknęłaś ślinę szukając wzrokiem kogoś kto mógłby go czymś zająć, ale w tej pieprzonej chwili nikogo nie interesował najlepszy z najlepszych. Ironia losu. Uśmiechnął się sztucznie patrząc ci prosto w oczy,  a ty umarłaś po raz drugi tego dnia.
 — Ida, jak miło cię widzieć  — jego głos ciął powietrze przenikając twoją skórę, zostawiając na niej mikroranki, których nie było sposób wykryć.  — Nie sądziłem, że masz taki tupet. —  wiedział, on musiał wiedzieć, a sporo on był pewien Michael poznał prawdę, o wszystkim. Każdy element tej chorej układanki zaczął mieć swoje miejsce, wszystko było całością. Zraniłaś wszystkich, bo chciałaś więcej, bo chciałaś błyszczeć na pierwszych stronach. Poświęciłaś wszystko; nawet własne małżeństwo.
 —  Oddasz mu to? Bo ja nie chcę, żeby musiał na mnie patrzeć  — mruknęłaś pod nosem wkładając mu do ręki złotą obrączkę, symbol wielkiej miłości, którą zniszczyłaś, którą niszczyłaś przez kilka miesięcy.
Nie kiwnęłaś głową, on nie krzyczał jak bardzo zniszczyłaś życie człowieka, za którym skoczyłby w ogień. Odwróciłaś się na pięcie i odeszłaś - odchodziłaś ze skoków, bo zbyt dużo się stało, aby zostać. Nie miałaś na tyle odwagi, żeby kłamać im prosto w oczy. Złapałaś gdzieś po drodze wzrok Adreasa, który udzielał wywiadu i biła z niego duma, chociaż widziałaś, że cierpiał, gdy cię zobaczył, że nic nie rozumiał. Oszukałaś go, ale wiedziałaś, że on niedługo zapomni; znajdzie sobie nową dziewczynę, która na pewno pokocha go tak jak myślał, że robiłaś to ty.
 — Ida  — ktoś złapał cię za rękę, gdy już miałaś pokazać ochroniarzowi wejściówkę dla mediów, a twoje serce stanęło. Starałaś się trzymać, gdy Michael Hayboeck stał naprzeciw ciebie i patrzył się w ten sam sposób co w urzędzie, z którego wyszliście tak cholernie szczęśliwi. Nic nie mówił, bo nie musiał. Słowa przelatywały między wami niewerbalnie, bo czy to nie była umiejętność prawdziwej miłości?
 — Michael, przepraszam  — dławiłaś się emocjami, które sama sobie zapewniłaś. Próbowałaś się uśmiechnąć, ale nie potrafiłaś. Czy już nigdy tego nie zrobisz?  — Pogratulujesz ode mnie trenerowi i reszcie?
Kiwnął głową i zrobił coś czego się nie spodziewałaś. Nachylił się i pocałował cię w policzek w taki sposób jak zwykł się z tobą witać, gdy nic nie wskazywało na to, że Planica będzie dla was tak okropnym miejscem. On się żegnał, więc i ty musiałaś zniknąć z jego życia, chociaż byłaś pewna, że w tym momencie złamały się aż dwa serca.

karo: Hej! dobrze, że nie składałam obietnicy pod przysięgą, mam nadzieję, że nie zapomnieliśmy o tym winie, które powstało szybko, ale zakończy się w wolniejszym tempie. Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku i trzymajcie się mocno, ret może coś dopisze, ale ona w przeciwieństwie do mnie będzie się bawić; ja w domu, w swetrze i bez makijażu, ale jestem zadowolona. Całusy :*

retreat: Karolcia siedzi w domu, a ja życzę Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 2018 prosto z drogi na imprezę 😏 Niech Wam będzie tak miło jak nam, gdy pisałyśmy! Buźka!


10 lipca 2017

Gracja ♥ Darek




SUKNIA Z WELONEM






       Strzepując z czarnego kombinezonu niewidzialny kurz, przytrzymujesz mocniej kodeksy prawne i zaczynasz szukać godziny odjazdu tramwaju w stronę Nowego Miasta. Spoglądając na zachmurzające się niebo, pocierasz dłońmi chude ramiona, siadając na pustej ławce. Zdrapujesz z długich paznokci lawendowy lakier nałożony ze szczególną dokładnością, kiedy zaczyna padać, a Tobie robi się coraz zimniej przez psującą się pogodę i mocne powiewy wiatru. Żałujesz, że nie zabrałaś ze sobą ani żadnego żakietu, ani długiego prawie do kostek kardiganu. Przerzucając kolejne strony szarej, prawniczej gazety, wstajesz i zaczynasz chodzić, odliczając w myślach trzydzieści jeden minut do przyjazdu. Marzysz o wygodnej, rozłożonej  kanapie w salonie, niskoprocentowym alkoholu i o ułożeniu głowy na wysportowanej klatce piersiowej narzeczonego. Byłaś zdenerwowana, że zajęcia zakończyły się wcześniej, a Twój samochód znajduje się u mechanika w drugiej części miasta. Wrzucasz po chwili do torby czasopismo, przyglądając się zaniedbanemu przystankowi, który od dawna powinien zostać odremontowany i nagle słyszysz odgłos hamowania, na który zupełnie nie zwracasz uwagi, chociaż obawiasz się tego, że ktoś specjalnie wybrał sobie nieodpowiednie miejsce do parkowania.
   — Może nie będzie pani czekała? — usłyszała męski głos. — Taka piękna kobieta nie może się przeziębić.
   — Nie jestem zainteresowana i spadaj, bo mam narzeczonego. — podnosisz dłoń, na której widać złoty pierścionek.
   — Ładnie to tak witać byłego chłopaka?
   — Myślisz sobie chłopczyku, że jest to odpowiedni tekst na podryw?
   — Jak tak się będziesz do mnie po ślubie odzywać to zaczynam sobie współczuć. — rzucił z cwanym uśmiechem.
   — Jakie nadzieje sobie robisz. — obróciła się na pięcie. — Jan?
   — Trzeba było się odwrócić. — zaśmiał się widząc Twoją minę.
   — Myślałam, że to obcy mężczyzna. — wsiadła do samochodu. — Skąd wiedziałeś, że tu będę?
   — Trochę znam Twoją drogę z uczelni. — rzucił odpalając silnik. — Do domu?
   — A masz inną propozycję? — założyła jego bluzę.
   — Pomyślałem o jakimś obiedzie. — uśmiechnął się, skręcając w Nowowiejskiego.
   — Widzę, że Ci wczoraj nie smakowało. Dobrze, że chociaż sprzątać umiem. — jęknęła niezadowolona.
   — Na coś jednak się przydajesz. — zaparkował.
   — Za takie teksty wybieram najdroższy deser. — nie podała mu dłoni, wchodząc po schodach.
   — Jak ja to wytrzymam. — kiwnął głową, odbierając od kelnera menu.
   — Ten kelner by ze mną wytrzymał, Janeczku. — przesunęła stopą po jego nodze.
   — Uciekłby jakbyś zmyła makijaż. — posłał Ci szelmowski uśmiech. — Lepiej niż ze mną Ci nie będzie, kochanie.
   — Wszyscy faceci to dupki.
   — Aniołek się znalazł. — popił wodę.
   — Masz coś do mnie? Wiem, że swoje za uszami mam, ale zawsze mogłeś gorzej trafić. -poprawiła grzywkę.
   — Tony kodeksów leżące wszędzie. -mruknął poruszając brwiami. — Jakbyśmy sprzedali te księgi to bylibyśmy milionerami, a tak trzeba będzie kupić nową szafę.
   — Rzucę studia i będę żyć na Twój rachunek, bo przecież miejsce kobiety jest w kuchni.
   — Jesteś wyjątkiem. -uniósł kącik ust. — Od kuchni jak najdalej, Gracja.
   — Nie będę Twoją prywatną Magdą Gessler. Na to wygląda, że moje miejsce jest przy mopie, ale cóż zawsze mogę w drugiej dłoni trzymać Waltosia. — mruknęła zadowolona, poprawiając się na krześle.

***


     Powrót do Poznania odkąd postawiłeś ponownie nogi na nadmorskiej ziemi nie wydawał ci się konieczny - zbyt dużo miałeś do stracenia, bo w końcu lata lecą, a ty nie młodniałeś. Byłeś głodny grania, jednak liczyłeś się z tym, że wraz z przeniesieniem całego swojego bałaganu ponownie w stolicy Wielkopolski twój sen o byciu piłkarzem znowu okaże się zwykłą porażką. Lepiej było ci bliżej rodziny, gdzie w każdym momencie dnia mogłeś po prostu usiąść na wchodzącym wszędzie piasku i posłuchać szumu fal, bo wtedy nie liczyło się nic innego, a ty byłeś po prostu w odpowiednim miejscu. Chodziłeś znajomymi ulicami przypominając sobie te wszystkie sytuacje, które miały na ciebie wpływ, dostrzegałeś znajome twarze, które majaczyły ci pod powiekami przez wiele nocy. Co sprawiło, że gdy tylko usłyszałeś  w słuchawce telefonu: “Chcemy Cię, Darek!” rzuciłeś wszystko, wsiadłeś w pierwszy pociąg jadący na południowy-zachód? Stojąc na molo pamiętałeś o dziewczynie, której jedyną słabością było właśnie wzburzone morze. Siedząc na gdańskiej starówce odszukiwałeś najstarsze budowle, które ona oglądała z zachwytem. Mało rzeczy ją fascynowało, wiele osób nie akceptowało sposobu jej bycia, jednak tobie udało się ją poznać bez tej otoczki sarkazmu i ironii - poznałeś dziewczynę, która zaprzedałaby duszę diabłu za czerwonego Astona Martina V8 i posadę w najlepszej kancelarii. Teraz stojąc na dworcu autobusowym czekając na kuzynkę, która miała być twoją osobą towarzyszącą podczas dzisiejszej imprezy patrzyłeś kątem oka na towarzyszkę twojej niedoli w czekaniu na nieprzyjeżdżający autobus i nie mogłeś się mylić.
   — Gracja? — zaryzykowałeś, ale przecież jej nie mogłeś pomylić z nikim innym.  Spojrzała na ciebie znudzonym wzrokiem, a gdy dostrzegłeś błysk w jej oczach nie posiadałeś się ze szczęścia. Poczułeś jakbyś znowu miał szesnaście lat i czekał na nią opierając czerwony, sprowadzony z Niemiec rower o starą jabłoń, która rosła przy domu jej babci.
   — Formella — uśmiechnęła się szeroko odwracając się w twoją stronę. Nie mogłeś uwierzyć, że spotykacie się tak przypadkiem w mieście, o przebywanie, w którym byś ją nie podejrzewał - kochała wodę i nie sądziłeś, że Warta jej wystarcza.      — Co za miłe spotkanie.
   — Świetnie wyglądasz — uśmiechnąłeś się lustrując ją spojrzeniem. Z jej twarzy emanowała powaga i wiesz, że budziła respekt, gdy posłała komuś zdegustowane spojrzenie. Ten wzrok znałeś aż za dobrze jeszcze w szkole podstawowej, bo posyłała taki tobie i twoim kolegą czy męczyliście kolejną kupioną z klasowych pieniędzy piłkę.
       — Trochę się nie widzieliśmy. Prawie...
   — Prawie cztery lata — wszedłeś jej w słowo wzruszając ramionami skupiając wzrok na jej dłoniach, a właściwie na mieniącej się biżuterii na jej serdecznym palcu. Nie sądziłeś, że kogoś pokocha tak mocno, że zgodzi się za niego wyjść, bo nawet, gdy ciebie nazywała swoją miłością wiedziałeś, że gdyby miała wybór między tobą, a studiami prawniczymi w Stanach Zjednoczonych wyleciałaby nie roniąc ani jednej łzy - miała jasno określone priorytety, a wasze uczucie nie było na tyle silne, żeby je przyćmić. — Mieszkasz w Poznaniu?
   — Tak — kiwnęła głową zerkając na rozkład przyjazdów, na którym chyba nie dostrzegła tego, co chciała, bo westchnęła zdegustowana przewracając oczami. — Dwa lata temu rozpoczęłam studia i jestem! — widziałeś w jej oczach te iskierki i nie musiałeś długo rozmyślać nad potencjalnym kierunkiem jej studiów.
   — Zakopana w kodeksach? — rzuciłeś lekko, choć bałeś się, że wraz z mężczyzną w jej życiu jednak wartości się zmieniły - nie widziałeś jej w pracy z dziećmi i za biurkiem też raczej nie dałaby rady, ale w końcu czas zmienia nawet największych indywidualistów w posłusznych, szeregowych pracowników.
   — Po uszy — wydęła wargi unosząc materiałową torbę sporych rozmiarów. — Świętuję zakończenie sesji.
   — Gratulacje, zawsze o tym marzyłaś — nie mogłeś powtrzymać uśmiechu, jednak bardziej spowodowanego tym, że jednak nie wszystko w jej życiu zmieniło miejsce. Przyglądała ci się uważnie, jakby czekając aż dodasz to o czym oboje myśleliście. — O tym i o jeszcze kilku rzeczach, Gracja.
   — Na te kilka rzeczy muszę jeszcze poczekać — wygięła usta przeczesując palcami włosy. Widziałeś, że jest skonsternowana i czułeś dziwną dumę, że udało ci się ją wprawić w ten stan. Potrząsnęła głową i zapytała przerywając ciszę, która między wami zapanowała: — Wracasz do Lecha?
   — Znowu mnie chcą, ale w domu nie narzekałem. — wzdrygnęła się, gdy wymawiałeś słowo “dom”, bo ona przez wiele tak nie traktowała tak Trójmiasta.
   — Kolejny dobry piłkarz na boisku — uśmiechnęła się szczerze zdejmując skórzaną kurtkę tak, żebyś zobaczyć swoje nazwisko na jej plecach. — Przynosi mi ogromne szczęście.
   — Prezent na twoje osiemnaste urodziny — zaśmiałeś się wspominając ile razy twoja mama musiała ją zmniejszać, żeby brunetka jakoś w niej wyglądała. — Nie jest zazdrosny? — zapytałeś wskazując głową na pierścionek zaręczynowy, którego oczko mrugało przypominając ci, że ona już nigdy nie będzie twoja.
   — Spostrzegawczy jak zawsze — pokiwała rozbawiona głową. — Mam osobną garderobę, ale przecież nie muszę mu się tłumaczyć z tego, co zakładam.
   — Naginasz zasady jak prawdziwy prawnik — mruknąłeś zapinając kurtkę i wychylając się po raz kolejny.
   — Uznam to za komplement — rzuciła ci cwane spojrzenie — Naprawdę cieszę się, że Cię spotkałam, ale to chyba już autobus. Pozdrów ją ode mnie. — ucałowała cię w policzek ścierając ślad po czerwonej szmince, a gdy spojrzałeś na nią pytająco mrugnęła tylko i wsiadła do komunikacji miejskiej.
Śmiałeś się do siebie widząc jak odjeżdża i znika z twojego życia po raz kolejny. Zawsze cię zaskakiwała i chyba właśnie to w niej uwielbiałeś - jej spontaniczność. Potrząsnąłeś głową zastanawiając się czy jest szczęśliwa.
   — Darek, ile mam na ciebie czekać — usłyszałeś wyrzut kuzynki, której pojawienia się nie zarejestrowałeś i posłusznie ruszyłeś do samochodu ciągnąc za sobą jej walizkę.

***

     Wyciszając telefon i poprawiając ostatni raz śliwkową szminkę na ustach, przyjrzałaś się swojej szczupłej sylwetce. Mimo, że nigdy nie narzekałaś na swój wzrost, musiałaś zacząć chodzić w wysokich szpilkach, aby sięgnąć do ramienia swojego narzeczonego. Wygładzając czarną sukienkę, która jako pierwsza nie miała głębokiego dekoltu, uśmiechnęłaś się do niego, kiedy wykonywał wspólne zdjęcie, podpisując je niezliczoną ilością hasztagów. Od razu przypomniał Ci się dzień, kiedy na kilku stronach internetowych, fanclubów Janka i fałszywych kontach na Instagramie pojawiły się Twoje podstawowe dane, a rozhisteryzowane fanki wysyłały Ci po kilkanaście razy prośbę o obserwowanie Twojego profilu. Słysząc w tle głos Ellie Goulding, pokiwałaś lekko głową z uznaniem. Obawiałaś się, że podczas klubowej, zamkniętej imprezy będzie leciało samo disco polo albo znienawidzone Despecito, które zazwyczaj słyszałaś podczas długich podróży autobusem albo tramwajem. Kiedy otrzymałaś od narzeczonego używany, prawie pięcioletni samochód ucieszyłaś się z niespodziewanego prezentu, bo podczas korków w drodze na uczelnię albo zakupy mogłaś włączyć utwory Iron Maiden, które tak samo, jak Ty kochała główna bohaterka książek napisanych przez wykształconego prawnika Joanna Chyłka. Jedyne co Was różniło to Twój ponad dwuletni związek z piłkarzem Lecha Poznań i jako prawie dwudziestojednolatka nie byłaś w nieplanowanej ciąży. Gdyby nawet teraz okazało się, że trzymasz w rękach biały prostokąt z dwiema, czerwonymi kreskami bez zawahania wskazałabyś ojca swojego dziecka. Przytulając się do Bednarka, uśmiechnęłaś się w stronę starszego barmana, który serwował wykwintne, kolorowe drinki, do których nie byłaś przyzwyczajona, ale ze względu na jego niespotykane poczucie humoru siadałaś na brązowym stołku i zamawiałaś alkohol o tajemniczej, nic nie wyjaśniającej nazwie. On jako jedyny podczas Sylwestra przewidział, że w nadchodzącym, nowym roku będzie bawił się na Waszym weselu i musiałaś potwierdzić, że miał nosa, bo wraz z początkiem lutego zaczęliście przygotowania do najważniejszego dnia w swoim życiu, które miało mieć miejsce w trzecią sobotę sierpnia. Nie tylko on, ale wszyscy zebrani w restauracji wiedzieli, że narzeczona obrońcy, urodzonego w Słupcy marzy o zaślubinach, ale także o zwariowanej, prawniczej przygodzie swojego życia we własnej kancelarii albo w kilkupiętrowym budynku obok ratusza i ośrodku zdrowia.
   — Na pewno masz przy sobie wszystkie zaproszenie? — poprawiłaś lśniące, proste włosy.
   — Nawet jeśli nie to nic się nie stanie. — zaśmiał się, obejmując Cię w pasie. — Całkiem ładna z nas para.
   — Nareszcie po coś się przydał wysoki narzeczony, podobają Ci się? — wskazujesz na czerwone szpilki, do których po długich namowach znajomej się przekonałaś.
   — Ładne, ale takich bym nie założył, skarbie. Gotowa?
   — Nigdy bardziej nie byłam.
   — Zapraszam zatem pani Bednarek. — uśmiechnął się, wskazując kierunek, gdzie stali prezes z trenerem, pochłonięci w rozmowie.
   — Widzisz tu gdzieś panią o takim nazwisku?
   — Tutaj. — zaśmiał się cicho wprost do Twojego ucha, chwytając Cię za dłoń.
   — A kiedy składałam przysięgę małżeńską? Do mojego za mąż pójścia zostało czterdzieści sześć dni. — wskazała na aplikację, która odliczała czas do uroczystości zatytułowanej 'ślub roku'.

***

     Ledwie zamknąłeś za sobą drzwi od klatki schodowej zauważyłeś siedzącego na drewnianej ławce Bednarka, który zdawał się właśnie na ciebie czekać. Przewertowałeś zakładki w swoim umyśle, jednak nie przypominałeś sobie, żebyś zapomniał o jakimś wspólnym bieganiu czy innej czynności jak chociażby podwiezienie go na trening. Od kiedy dowiedział się, że znacie się z Gracją spędzaliście ze sobą sporo czasu i nawet podczas treningów byliście w parze podczas zadań w dwójkach. Podszedłeś spokojnie zerkając na trzymane przez niego kartki.
   — Cześć — uniosłeś brwi witając kolegę z zespołu, który mruknął coś pod nosem. Niewiele rozumiałeś z jego zachowania, jednak zrzuciłeś to na stres przedślubny, bo w końcu Gracja musiała być bardzo wymagającą partnerką. — Miło, że wpadłeś, ale jestem teraz trochę zajęty.
   — Musisz mi poświęcić chociaż kilka minut — westchnął, a ty nie umiałeś mu odmówić widząc jego oczy przepełnione determinacją i czymś, co miało okazać się zawodem, bólem i prawdziwą złością.
   — Coś się stało? — zdziwiłeś się widząc, jak cały wręcz drży zaciskając co chwila zęby. — Widzimy się przecież za godzinę na treningu.
   — Musimy porozmawiać o mojej narzeczonej — warknął podkreślając dwa ostatnie słowa, a jego rysy stały się tak ostre, że samo patrzenie na nie wprawiało cię w otępienie. — Myślę, że lepiej tutaj niż w szatni.
   — Nieźle trafiłeś — pokiwałeś głową wybuchając śmiechem, bo to, że wytrzymuje ze studentką prawa powinien dostać nagrodę i sam chętnie mu ją kupisz. — Wydaje się bardzo konkretna.
   — Formella, nie prowokuj mnie — warknął ponownie nie patrząc na ciebie, a każda komórka jego ciała była postawiona w stan najwyższej gotowości.
   — O co ci chodzi, bo nie bardzo rozumiem? — byłeś zdezorientowany, a wraz z kolejnymi jego odpowiedziami czułeś, że stało się coś niewłaściwego, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie przypominałeś sobie jednak nic, co mogło by przyszłego pana młodego wprawić w taki stan.
   — Po prostu nie wiem o co chodzi — przedrzeźnił się pokazując ci jedną z kartek, którą zgniatał w dłoni, która okazała się zdjęciem sprzed kilka lat. —  Tłumaczyliście się, że jesteście przyjaciółmi, a te zdjęcie jednak przekazują coś więcej.
Nie wiedziałeś się czy potrząsnąć nim, żeby znowu zachowywał się normalnie czy wybuchnąć śmiechem, bo ta sytuacja była zbyt abstrakcyjna by potraktować ją poważnie.
   — Żartujesz sobie? — chwyciłeś zdjęcie zrobione na sopockiej twarzy, na którym obejmowałeś ubraną w twoją bluzę brunetkę wpatrzoną w morskie fale. — Gracja ci nie powiedziała?
   — Rozmowa zakończyła się, gdy przyrzekła, że mogę spać spokojnie, ale nie wytrzymałem — rzucił w twoją stronę kolejne zdjęcia przedstawiające was na jej osiemnastych urodzinach, podczas wspólnych wycieczek, szczęśliwych i zakochanych. — Czy tak zachowują się przyjaciele?
   — Janek, czy ty siebie słyszysz? — spojrzałeś na niego jak na kretyna nie mogąc uwierzyć, że te kilka fotografii wprawiało go w taką zazdrość. — Okej — uniosłeś dłonie do góry w geście poddania. — Powiem to raz i wbij to sobie do głowy. Gracja i ja znamy się od bardzo dawna, mieszkaliśmy obok siebie, wiesz? Ta sama klasa, nasze mamy spotykały się na kawie. Byliśmy przed liceum, gdy samo tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać. Ona byłą moją pierwszą miłością, wiesz takim światełkiem w tunelu. Czułem dumę, gdy podczas meczy siedziała na trybunach w mojej koszulce i gdy spotkałem ją po tych kilka latach przez chwilę czułeś, że chciałbym, żeby znowu była ze mną. Jednak oprzytomniałem i zdałem sobie sprawę, że to przywidzenie, że tylko mi się zdawało. Uwielbiam twoją narzeczoną i tak kocham ją, ale jak siostrę. To zdjęcie jest dla nas obojga ważne, ale to twoją żoną zostanie i to ciebie kocha. Wierz mi, bo gdyby było inaczej nie przyjęłaby pierścionka, znam ją.
   — Nie mogliście mi powiedzieć całej prawdy wprost? — zapytał otwierając szeroko oczy i opadając na ławkę. Rozłożył szeroko ręce jakby nie mógł uwierzyć, że to tak proste. — Zrozumiałbym, bo przez nią miałem dziewczynę, z którą byłem od początku gimnazjum — uśmiechnął się — Poczułem się oszukany, bo myślałem, że dawny kochanek wrócił. Obawiałem się, że ją mi zabierzesz. — dotknął jednej z fotografii — Ładna z was była para. Zerwaliście tylko dlatego, że Gracja przypaliła jajecznicę?
   — Powiedzmy, że mieliśmy inne spojrzenie na życie — zaśmiałeś się krótko przypominając sobie tamtą chwilę. Zdziwiłeś się, bo gdy o tym myślałeś nie czułeś bólu czy smutku tylko spokój, że to się stało i było dla was dobre. — Między nami wszystko okej?
   — Tak, stary — uśmiechnął się spokojny  — W sumie to dobrze, że to ty byłeś jej pierwszym chłopakiem.
   — W razie czego to mam kilka ciekawych historii z jej życia — zaśmiałeś się głośno, a Bednarek odpowiedział ci tym samym.


***

       Wieczorne powietrze wlatywało do twojego mieszkania przez otwarte okno, a ty leżałeś na kanapie wpatrując się w kolejny odcinek “Przyjaciół”, na który natrafiłeś kilkanaście minut temu. Nie umiałeś skupić się na fabule cały czas miętoląc w dłoniach beżowe zawiadomienie o jutrzejszej uroczystości, na której obiecałeś się zjawić. Nie miałeś pewności czy aby na pewno dobrze zrobisz stając w ostatnim rzędzie poznańskiego zakonu dominikanów. Czułeś dziwny niepokój na myśl, że Gracja wyjdzie za mężczyznę, którym nie jesteś ty, jednak wiedziałeś, że to co powiedziałeś Jankowi było prawdą. Zawsze będzie dla ciebie ważna i nie pozwolisz nikomu jej skrzywdzić, jednak nie czujesz do niej już tych wszystkich gorących uczuć, które łączyły was za czasów licealnych. Była twoją pierwszą miłością, ale wiedziałeś, że na tę najważniejszą przyjdzie, jeszcze pora. Odrzuciłeś kartonik w bok, gdy usłyszałeś dzwonek do drzwi. Zmarszczyłeś brwi, gdy dostrzegłeś kto i w jakim stanie stoi po drugiej stronie.
   — Gracja? — zapytałeś otwierając szeroko drzwi, a ona tylko zachichotała opierając się dłonią o ścianę. — Co ty tutaj robisz?
   — Lubię mylić adresy — wymamrotała, a ty musiałeś się skupić, żeby dobrze ją zrozumieć. Zlustrowałeś jej sylwetkę ubraną w krótką, sięgającą niewiele poniżej pośladków sukienkę, a ty przeszła obok ciebie chwiejnym krokiem nie musiałeś patrzeć jej w oczy, że wydać wyrok.
   — Jesteś pijana — stwierdziłeś opierając się biodrami o kuchenną wyspę i krzyżując ramiona na piersi. Spojrzała na ciebie zamglonym wzrokiem, a ty nie mogłeś powstrzymać uśmiechu, który cisnął ci się na wargi.
   — Troszeczkę, wypiłam naprawdę niewiele — opadła na kanapę, z której ty niedawno powstałeś i uniosła dwa palce, jakby składała przysięgę. — Słowo harcerza.
   — Nigdy nim nie byłaś — przewróciłeś oczami odwracając się od niej, żeby wyciągnąć z szafki czystą szklankę. — Zawsze miałaś słabą głowę. Jakaś specjalna okazja? — mówiłeś do niej, żeby nie straciła kontaktu z rzeczywistością, jednak ona bardziej zajęta była oglądaniem reklam.
   — Panieński — rzuciła nie zwracając na ciebie zbyt dużej uwagi. Bawiło cię jej zachowanie, chociaż bardziej intrygował cię powód dlaczego postawiła stopę na twojej klatce schodowej podczas gdy powinna przytulać się do którejś ze swoich koleżanek, bo nie mogła ich nazwać przyjaciółkami. Gracja po prostu taka była, trudno było się z nią zaprzyjaźnić, bo ona zawsze najbardziej potrzebowała siebie. — Alkohol i wielki klub bez striptizera. - przewróciła oczami próbując się podnieść, jednak jej się nie udało. — Zupełnie o tym nie pomyślały. Ładnie tutaj masz.
   — Dzięki, chyba — pokręciłeś głową sięgając po telefon leżący na szafce obok niej. — Zadzwonię do Janka, bo pewnie się martwi. Masz napij się — podałeś jej szklankę z wodą, jednak gdy ją zobaczyła zdobyła się tylko na grymas niezadowolenia.
   — Pewnie i tak bawi się lepiej niż ja —  wydęła zabawnie wargi wypijając całą zawartość.
   — Kocha cię — uśmiechnąłeś się do niej siadając na rogu, aby w razie czego móc jej pomóc. Przysunęła się bliżej i położyła głowę na twoim ramieniu, a ty zaśmiałeś się cicho. Po pijaku była zupełnie inna niż zwykle - nie traciła własnej woli, jednak pozwalała sobie na okazywanie uczuć i mówienie rzeczy, które normalnie uznałaby za niedojrzałe. Właśnie podczas takiej sytuacji, jeszcze w Trójmieście wyznała ci miłość, choć następnego ranka nie była do końca pewna co się stało.
   — A ty? Chociaż trochę? — spojrzała na ciebie uważnie.
   — Bredzisz — odsunąłeś trochę od niej niezbitą jeszcze szklankę, bo mama chyba by nie wpuściła cię do domu, gdybyś pobił jej w kilka miesięcy wszystkie naczynia, które łaskawie ci pożyczyła.
   — Może nie chodzę prosto — wzruszyła ramionami starając się brzmieć w miarę normalnie, jednak musiałeś się zaśmiać zdając sobie sprawę w jakim stanie była. — Ale nie bredzę. — nie kontrolowałeś tego, co robi i czułeś się bezsilny, gdy wgramoliła się na twoje kolana dotykając ustami obojczyka.
   — Gracja — zacisnąłeś mocno szczękę odpychając ją. Nie mogłeś pozwolić na to, żeby stało się coś, przez to, co kiedyś was łączyło. Oboje zamknęliście ten rozdział dawno temu i nie miałeś ochoty burzyć całej reszty, która została po tym zbudowana. — Zawsze w jakiś sposób będę cię kochał, ale nie pozwolę, żebyś przez alkohol zrobiła coś głupiego. — ścisnąłeś ją za ramiona starając się nią nie potrząsnąć.
   — Nigdy nie popełniam błędów. Mam jeszcze spowiedź przed ślubem. — starała się przybliżyć do ciebie, jednak posłałeś jej karcące spojrzenie, na które zareagowała spuszczając głowę.
   — Jesteś pijana, zaręczona i ja nie patrzę na ciebie już w taki sposób, rozumiesz? — mówiłeś do niej powoli i widziałeś w jej błyszczących od alkoholu oczach, że choć jutro nie będzie pamiętała szczegółów to zda sobie sprawię, że to co miała zamiar zrobić było zwyczajnie głupie.
   — Możesz zamówić mi taksówkę? — zapytała po chwili odsuwając się na drugi koniec kanapy. — Przepraszam.
   — Odwiozę cię, bo przecież mogłem przypadkowo przejeżdżać obok klubu — mrugnąłeś zgarniając do kieszeni kluczyki do stojącego w garażu samochodu. Stanąłeś przed nią zerkając na niewiedzącą jak się zachować dziewczynę i uniosłeś do góry jej podbródek. — Zawsze będę cię kochał, ale jak siostrę. Okej? — kiwnęła głową, a ty wiedziałeś, że postąpiłeś właściwie.

***

     Siadając przy staromodnej toaletce, przy której do ślubu malowano Twoją babcię i mamę, powstrzymujesz łzy wzruszenia, od których nie możesz uwolnić się od wczesnych godzin porannych, kiedy oglądałaś wspólne zdjęcia umieszczone w białym albumie. Nie możesz uwierzyć, że przed siedemnastą wyjdziesz z kościoła jako żona ze złotą, szeroką obrączką na serdecznym palcu przy zaręczynowym pierścionku z diamentem i cyrkoniami. Gdyby istniał zwyczaj, że to kobiety mają oświadczać się swoim przyszłym mężom musiałabyś wziąć kredyt w pobliskim banku na co najmniej osiemnaście rat, aby spłacać miesięcznie niecałe dwieście złotych. Nigdy nie przepadałaś za bogactwem. Wolałaś kupić sobie trzy pary spodni niż chwalić się jednymi, markowymi, które zazwyczaj niewiele różniły się od tych, które nosiłaś. Nie przywiązywałaś wielkiej uwagi do biżuterii, dlatego kto Cię znał ten wiedział, że oprócz białego zegarka i otrzymanej w prezencie od Darka czerwonej bransoletki z parą, srebrnych ludzików nic więcej nie masz. Nie trzymałaś na sypialnianej komodzie kilku szkatułek, bo dopiero od dwóch tygodni, kiedy przebiłaś sobie uszy mogłaś pochwalić się pierwszą parą długich i krótkich kolczyków. Uśmiechając się w stronę znajomej kosmetyczki, przymknęłaś oczy, czując jak równomiernie nakłada złote i beżowe cienie do powiek. Czując zapach malinowej mgiełki przypominasz sobie, że Formella kilka lat temu nie mógł się przyzwyczaić, kiedy zmieniłaś stały zapach swoich perfum na zakupiony na promocji różowy flakonik z czarną kokardką. Zaśmiałaś się cicho z tego wspomnienia i wzięłaś do ręki swój telefon, który od dłuższej chwili nie dawał Ci spokoju. Zerkając na brunetkę, która szukała w dużym kuferku sypkiego pudru, przeczytałaś treść wiadomości od ukochanego. "Gdybym miał więcej czasu zobaczyłbym pannę młodą w sukni, nieźle stąd wszystko widać". Nachylając się w stronę okna i przytrzymując ręką luźną sukienkę bez ramiączek, nie mogłaś uwierzyć, że zajął miejsce na trzepaku, machając Ci radośnie. Przesyłając mu całusa, wróciłaś do ostatnich przygotowań. Żałowałaś jedynie tego, że nie zdecydowałaś się wcześniej na zmianę świadkowej. Gdy patrzyłaś na swoją kuzynkę to chciałaś, aby na jej miejscu znajdował się mężczyzna i był nim urodzony w październiku piłkarz. Zestresowana trzymając mocno dłoń męża poczułaś, jak na włosach znajduje się ryż, wokół Was leżą grosze, a na odsłoniętych ramionach masz złote, łososiowe i białe ozdoby, które widziałaś jedynie podczas zwycięskich meczów. Całując Janka w policzek, uświadamiasz sobie, że gdybyś miała ponownie wrócić do szkoły podstawowej miałabyś pierwszy numer w dzienniku, nie przedostatni. Jedyne, co pamiętałaś to Wasza przysięga małżeńska i płacz matki oraz teściowej, które nie mogły uwierzyć, że ich dzieci wyleciały z gniazdka i więcej nie zagrzeją miejsca w starych pokojach. Kiedy otrzymałaś życzenia od rodziny, piłkarzy i ich drugich połówek, zobaczyłaś na prawie samym końcu dwudziestojednolatka, który trzymał w dłoni ukochane przez Ciebie różowe piwonie. Lustrując go wzrokiem, odebrałaś od niego bukiet, przykładając do kwiatów nos i przypominając sobie Waszą pierwszą randkę.
   — Jak się czujesz jako pani Bednarek? —zaśmiał się widząc twoje zaszklone oczy.
   — Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ten mężczyzna jeszcze nie wie, co go ze mną czeka. — wskazała na męża, który miał na rękach swoją bratanicę.
   — Może go nie otrujesz. -uśmiechnął się, szturchając Janka w ramię. — Lepiej ty gotuj. — spoważniał po chwili. — Proszę Cię, opiekuj się nią najlepiej, jak tylko potrafisz.
   — Muszę się do Ciebie przytulić, mój przyjacielu. — opierasz się o jego klatkę piersiową, czując dłonie na rozgrzanych plecach. — Zawsze będziesz dla mnie bliski. — wypowiedziała drżącym głosem.
   — Hej, cesarzowa nie płacze. — mruknął, przytulając Cię mocniej. — Zawsze będę przy Tobie.
   — Jak urodzę syna to dam mu imię po najlepszym wujku na świecie. — łzy opadły na jego garnitur.
   — Rezerwuję sobie taniec. — uśmiechnął się szeroko.
   — Po pierwszym tańcu biegnę do Ciebie. — pocałowałaś go przelotnie w policzek, zostawiając ślad po jasnym błyszczyku. —Dziękuję, że mimo wszystko jesteś ze mną w tym ważnym dla mnie dniu.
   — Nie płacz już, bo szkoda makijażu, złotko. — ucałował Cię w czoło, znikając wśród gości.

***
karo: Dzisiaj mowę na koniec zaczynam ja! Będzie krótko i na temat. Dlaczego nie przekonałam Oli, żeby nowy rozdział pojawił się w czerwcu? Żyłam wspomnieniami z wycieczki, przygotowaniami do poloneza i zakończenia roku, a także poprawą ocen i rekrutacją do liceum. Mam nadzieję, że wynagrodzimy Wam brak porcji literatury tym, że damy jeszcze jeden wpis w tym miesiącu. Ze swojej strony nic nie obiecuję, bo nie chcę wyjść na oszustkę, ale jest szansa, że postaram się z moją internetową siostrą coś napisać :")

retreat: Jeszcze jeden wpis w tym (TYM, TYM?) miesiącu, no może być ciekawie. Ja też postaram się krótko, ale nie wiem czy mi wyjdzie (zwykle nie wychodzi). Jakoś tak wyszło w tym czerwcu, że nie było czasu, ale wiadomo jakie są czerwce ehh Znowu pisane na ostatnią chwilę, a jak mogę scharakteryzować tę miniaturkę? Pisanie dialogów nie na bieżąco nie jest dobre! Jestem z nas dumna, bo wyszło to naprawdę fajnie, prawda? Karo tak mnie gnębiła aż wygnębiła tę publikację - dużo miłości, ret.