DAJ MI MIESIĄC
Co można powiedzieć o osobie, która w samo południe leży pod bawełnianą kołdrą i przerzuca, co kilkanaście sekund kartki w książkach? Jedni twierdzą, że jest sympatyczną studentką pierwszego roku, a profesorowie z uśmiechem witają ją na rzeszowskiej uczelni. Drudzy twierdzą, że gdyby nie pieniądze rodziców, wylądowałaby w schronisku dla bezdomnych, a ze strony bogatych mężczyzn znana jest tylko z piątkowych i sobotnich występów w nocnym klubie. Ty sama natomiast uważasz, że po szkole średniej z dobrymi wynikami z matury można osiągnąć sukces. Marzysz o wakacjach w Nowej Zelandii, dlatego większość swojej wypłaty wrzucasz do różowej świnki i dotrzymujesz słowa, że stłuczesz ją w pierwszy dzień urlopu, którego nadejście odliczasz w każdej, wolnej chwili. Po ciężkim dniu ubierasz długie dresy, bluzę z kapturem i idziesz pobiegać, aby spalić kalorie wszystkich słodyczy, z których nie potrafisz zrezygnować. Randki w kinie i modnej kawiarni nie wchodzą w grę. Z przyjemnością zastępujesz ten czas wizytami w Empiku, w którym raz w miesiącu wydajesz ostatnie oszczędności na płyty ulubionych wokalistów. Od ukończenia pełnoletności akceptujesz jedynie czerwone wino. W trakcie łamania tabliczki bakaliowej czekolady, twój spokój zagłusza dzwonek do drzwi. W pośpiechu zdejmujesz bezprzewodowe słuchawki, rzucając je w kąt i strzepując okruszki herbatników z miękkiego ręcznika, kierujesz się w stronę korytarza, zaczepiając się prawie o dwie pary dwunastocentymetrowych szpilek.
— Dzień...Cześć -— mówi chłopak mimowolnie lustrując cię wzrokiem. — Wprowadziłem się naprzeciwko i z góry przepraszam za krzyki, bo organizuję małą imprezę.
— Cześć — poprawiasz ręcznik. — Jestem odporna na hałas. Zawsze to lepsze niż kolejne dźwięki “Miodowych lat”.
— Nie obiecuję, że tego nie usłyszysz —zaczyna się śmiać obserwując cię nieco ostentacyjnie. - Moi koledzy są dość specyficzni. Jestem Mateusz, droga sąsiadko — wyciąga w twoją stronę dłoń.
— Nie przypominasz tych wszystkich emerytów po sześćdziesiątce, którzy szybciej zejdą, zanim dojdą. — przytrzymując jedyne okrycie ciała, ściskasz jego dłoń. — Jestem Tola, drogi sąsiedzie.
— Niezłe porównanie — stwierdza, zerkając na wiszący na korytarzu zegar. — W każdym razie, co złego to nie ja — uśmiecha się szelmowsko. — O cześć piękna! — mówi do blondynki wchodzącej na wasze piętro. — Żegnam uroczą sąsiadkę!
Zamykając drzwi odwracasz się szybko na pięcie i sięgasz po leżący na komodzie, rozładowany laptop. Po wpisaniu jednego słowa z koszulki, wyświetlają ci się informacje o założonym w tysiąc dziewięćset trzydziestym siódmym roku klubie siatkarskim. Siedmiokrotny mistrz Polski, trzykrotny zdobywca Pucharu Polski oraz zdobywca Superpucharu Polski - na wyczyszczonym ekranie pojawiają się kolejne zapewnienia, które świadczą o tym, że Asseco Resovia Rzeszów nie ma się czego wstydzić. Nie zwracasz uwagi na pozostałych zawodników, zerkasz na siatkarza z trzynastym numerem na koszulce. Po chwili dowiadujesz się, że twój nowy sąsiad urodził się w tym samym roku, co ty. Nieco później stwierdzasz, że wcale nie musisz wstydzić się swojego wzrostu, bo on również do najwyższych nie należy, jednak cała pewność opuszcza cię, kiedy czytasz słowo “libero”. Chowasz urządzenie pod poduszkę, nie mając zamiaru szukać wyjaśnienia. Pracuje, zajmuje mieszkanie, w którym niedawno mieszkało młode małżeństwo i jest człowiekiem, który wie, czym jest kultura. Nic więcej nie musiało cię interesować.
Kolejne kanały migają na ekranie telewizora, jednak nie zaszczycasz ich nawet chwilą uwagi, ponieważ zwyczajnie się nudzą. Czekasz na coś, co wbije cię mocniej w oparcie kanapy, na której siedzisz, jednak na pewno nie będzie to widziany setki razy “Star Trek”. Wzdychasz głośno, opróżniając rozpoczętą kilka chwil wcześniej butelkę z chmielowym napojem i rzucasz okiem na kalendarz wskazujący początek marca. Kilka dni przerwy zaczyna przyprawiać cię o kompletny brak energii, choć przecież miałeś się zregenerować i grać jeszcze lepiej, świeży prawie jak na początku sezonu - wicemistrzostwo kraju ciąży ci na barkach od pierwszego, seniorskiego treningu w jednym z najlepszych klubów jakim mianem może poszczycić się właśnie Asseco Resovia Rzeszów. Zamykasz oczy wyłączając rozpraszające cię programy i wsłuchujesz się w ciszę, która nie często gości w twoim życiu. Treningi - odbijane piłki kołaczą ci po głowie jeszcze wiele godzin; mecze - krzyki kibiców przyprawiają co prawda o dreszcze, ale również czasem powodują ból głowy. Twój odpoczynek przerywa soczyste przekleństwo dobiegające z klatki schodowej, a wrodzona ciekawość nie pozwala ci zostać na miejscu, więc w kilku krokach znajdujesz się przy drzwiach czując, że nie możesz powstrzymać uśmiechu.
— Tola? — pytasz widząc klęczącą na półpiętrze dziewczynę, która z podartymi siatkami pełnymi zakupów wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy. — Może ci pomóc? — pytasz trochę niepewnie, gdy widzisz jak twoja sąsiadka prycha oburzona.
Brunetka patrzy na ciebie z rządzą mordu w oczach, chociaż przecież dopiero co pojawiłeś się na korytarzu rzeszowskiego bloku. Czujesz się trochę nieswojo w jej obecności, jednak podczas pierwszego spotkania wydała ci się całkiem ładną i inteligentną osobą, jednak przez te kilka tygodni wymienialiście tylko krótkie “Cześć” mijając się na schodach.
— Sama sobie poradzę — warczy przez zaciśnięte zęby ponownie zbierając turlające się po jasnych, podłogowych płytkach cytryny, które znowu wypadły jej z rąk. Uśmiechasz się pod nosem widząc jej frustracje i sam schodzisz po schodach widząc, że nie ma szans w starciu z zakupami. — Zaraz zgnieciesz pomidory. — marszczysz brwi, ale starasz się nie obserwować jej, gdy zbiera kolejne opakowania makarony i ryżu.
— No właśnie chyba byś sobie nie poradziła — mówisz, gdy słoik z wiśniowym dżemem ląduje w jedynej zdatnej do użycia reklamówce. — Chcesz wykarmić tym cały blok?
Przewraca oczami na twoje słowa i z trudem dźwiga się z parteru, aby w końcu wrócić do mieszkania. Idziesz za nią posłusznie, a produkty spożywcze, których nie zdołała unieść kładziesz we wskazane przez nią miejsca. Przyglądasz jej się, gdy zdejmuje płaszcz i stara się rozpakować żywność, jednak gdy łapie twój wzrok czujesz na plecach nieoczekiwany dreszcz, a ona zatrzymuje się i nerwowo potrząsa głową. Dostrzegasz jej rozkojarzenie i mimowolnie przypisujesz je swojej skromnej osobie, bo skłamałbyś, gdybyś chciał zaprzeczyć, że ci się podoba. Ma w sobie coś, co cię do niej przyciąga niezależnie ile krzywych spojrzeń pośle w twoją stronę.
— Dzięki za pomoc — mówi w końcu siadając na blacie i patrząc się na ciebie intensywnie. Stara się do ciebie uśmiechnąć, ale wychodzi jej z tego niezbyt pozytywny grymas. - Możesz już iść, poradzę sobie.
— Kapitan Maślak znowu uratował świat — unosisz rękę zupełnie jak Superman na wszystkich plakatach, które leżą w kartonie na strychu rodzinnego domu, a kąciki jej ust unoszą się nieco wyżej. — Liczyłem chociaż na buziaka w ramach podziękowania. — uśmiechasz się cwanie, jednak ona tylko wybucha krótkim śmiechem.
— Niektórzy muszą rano iść do pracy! — mówi popychając cię w stronę drzwi. Przewracasz oczami chcąc ją zapewnić, że zawsze może wziąć urlop na żądanie, jednak tylko stoisz w progu jej mieszkania z głupim uśmiechem na twarzy, gdy muska delikatnie twój policzek. — Chodziło o ciebie i jeszcze raz dziękuję!
ret: Tym razem zacznę ja, bo robię ostatnie poprawki i może tym razem uda mi się coś napisać za pierwszym razem! Było ciężko ufff, ale to nie oznacza, że kończymy tę współpracę cnie Karo? ♥ Zanim oddam głos mojej drugiej połowie, bo tak bardzo chce napisać mowę końcową (ja bym się bała, na waszym miejscu! kc, karo ♥) chcę tylko napisać, że będziecie się z nami męczyć jeszcze jakiś czas, bo mamy jeszcze dużo, trochę dziwnych pomysłów. Mateusz i Tola - pierwszy wspólny projekt, ale chyba wyszło nieźle :) Napiszcie co sądzicie o tej scenie z klubu, z perspektywy Mateusza, bo na początku broniłam się przed nią rękami i nogami. Karo, przemawiaj!
karo: Dziękuję ret za to pozwolenie (pamiętaj, że i tak kc jesteś na tej samej liście, co JN, TF i BM) mam nadzieję, że domyślasz się o kogo chodzi. Musimy się przyznać, że możemy mieć na napisanie miesiąc, a i tak robimy wszystko na ostatnią chwilę. Dzisiaj, kiedy czytałam sobie w spokoju nową książkę, nagle pojawiła się myśl: "Aleksandry od siedemnastu godzin nie ma na fb, a co jeśli się nie pojawi, a publikacja pierwszego maja pójdzie w zapomnienie? Jednak nie ma tego złego, wszystko dopięte na ostatni guzik; jak komunijna, granatowa marynarka mojego brata. Ja byłam odpowiedzialna za Tolę, która rozstała się w pierwszym życiu z Bolkiem i Lolkiem, natomiast ret miała randkę z panem Masłowskim xD Kończę, bo nikt tego nie przeczyta. Liczymy na szczere opinie, kochane!
ret 2: musiałam! jak wygląda nasza współpraca?
ja: Pisz Tolę, bo ci wyciszę powiadomienia
Karo: spokojnie tam, już zaczynam
***
Zła uderzasz pięścią w zamkniętą windę. Ubrudzona kartka, informująca o awarii, psuje ci cały humor, który wytworzył się przez dzisiejszy wieczór. Na języku w dalszym ciągu czujesz chmielowy smak piwa, do którego zabrakło malinowego soku i pocierając zmęczoną twarz, przysiadasz na pierwszym stopniu schodów. Wyjmując zza koronkowego stanika, kilka banknotów, z radością stwierdzasz, że za trzy udane występy, Nowa Zelandia przyjmie cię z otwartymi ramionami i czerwonym winem w małej, rodzinnej restauracji. Zdejmując ze stóp niewygodne szpilki, zapinasz czarną kurtkę pod samą szyję, aby żaden z sąsiadów nie podziwiał twoich prawie nagich piersi. Nagle w myślach pojawia się jedno, dręczące pytanie. Co jeśli oglądali twoje występy, a kiedy cię widzą śmieją się cicho pod nosem? Bardziej zdenerwowana biegniesz na swoje piętro, rzucając na wypolerowane płytki dwie ciężkie torby z bohaterami komiksów. Czy to kolejna, wstydliwa wada? Uważam, że nie. Co jest złego w tym, że dziewiętnastolatkowie chcą czuć się dziećmi? To nie jest żaden grzech, a sąsiad zabierający swojemu owczarkowi niemieckiemu piłkę, rozbawia cię jeszcze bardziej.
— Pies przystojniejszy od właściciela. -głaszczesz go po błyszczącym futrze.
— Pociąg do zwierząt to chyba choroba. — stwierdza, wydymając wargi.
— A nie słyszałeś, że zwierzęta są lepszymi przyjaciółmi od ludzi? — dotykasz niebieskiej smyczy, tuląc się mocniej do niego.
— Wiem, dlatego ją trzymam. — wskazuje na psa z uśmiechem. — Jak Ci się nudzi to chętnie ją oddam na jakiś czas.
— Mogę się nią opiekować prawie każdego dnia, będę ją oddawała w piątki i soboty. — podnosisz się i czujesz język owczarka na swojej nodze.
— Ana, nie śliń wszystkiego dookoła. — przewraca oczami, ciągnąc lekko za smycz. — Chyba Cię polubiła, może wpadniesz na herbatę czy coś, bo będzie na mnie szczekać.
— Nie jest zbyt późno na herbatę? — patrzysz na ciemne wskazówki, które tworzą piętnaście minut po północy.
— Szczęśliwi czasu nie liczą. — śmieje się. — Zresztą to trochę żenujące, że nią się zachwycasz, a mi dajesz kosza za każdym razem. — wzrusza ramionami, szukając w kieszeniach kluczy.
— Może nie zrobiłeś jeszcze na mnie odpowiedniego wrażenia. — siadasz na miękkiej kanapie, odsuwając beżowe poduszki. — Pozwól, że nie będę zdejmowała kurtki.
— Ja robię świetne, pierwsze wrażenie, tylko ty jesteś odporna na mój urok. — stwierdza obojętnie, wstawiając wodę.
— Mamusia codziennie dawała mi witaminki na odporność. — wstajesz, poprawiając krótką spódnicę.
— Mam inną teorię. — stawia przed tobą kubek, a pies od razu znajduje się obok.
— Jaka jest twoja teoria? Nie mów tylko, że mam się wybrać do okulisty, bo źle się to może do Ciebie skończyć.
— Boisz się, że gdy dasz mi szansę to się we mnie zakochasz. — mówi całkiem poważnie, jednak widzisz w jego oczach błysk, którego się obawiasz, gdy splata ramiona na piersi.
— Kamień spadł mi z serca, bo widzę, że mnie nie poznałeś. Nie ma czegoś takiego jak miłość, Mateusz.
— Feministyczne bzdury. Boisz się, to jest fakt.
— Kocham tylko siebie i śledzie w musztardzie.
— Założę się, że uda mi się zdobyć twoje, lodowate serce. — uśmiecha się szelmowsko, głaszcząc za uchem owczarka niemieckiego. — Podaj tylko termin, chyba że tchórzysz.
— Daję Ci miesiąc, ale zmienisz o mnie zdanie, zapraszam do tego klubu przy aptece.
— Na pewno mnie zauważysz. — mruga opierając się o regał z książkami. — Jak wygram to umówisz się ze mną na randkę.
— Randka w Empiku z libero. — kiwasz głową z uznaniem. — Do zobaczenia, skarbie!
***
Ciemne, zadymione od papierosów wnętrze klubu, do którego kazała ci przyjść brunetka nie nastraja cię optymistycznie, chociaż wystarczy jeden twój ruch, żeby powalić co najmniej połowę kręcących się tutaj mężczyzn. Czasem jednak siłownia i ponadprzeciętny wzrost ma swoje atuty, jednak teraz i tak nie pomaga ci dostrzec Toli wśród tych prawie roznegliżowanych kobiet i gości tego przybytku, którzy ledwo są w stanie zachować resztki godności. Przewracasz oczami zastanawiając się dlaczego właśnie tutaj kazała ci przyjść, jednak nie umiesz sobie odpowiedzieć na to pytanie. Mijasz pracownicę lokalu, która za krawat ciągnie znacznie starszego od siebie blondyna w stronę schodów na piętro.
— Co ludzie mają w głowach? — mruczysz pod nosem uśmiechając się szeroko, ponieważ udaje ci się dostrzec sąsiadkę, która właśnie rozmawia z barmanem. Marszczysz brwi odrzucając od siebie najoczywistsze z rozwiązań tej zagadki, gdy dostrzegasz jej krótką sukienkę, bardzo podobną do tej, która miała na sobie miana wcześniej kobieta. — Tola? — pytasz jakbyś nie wierzył swoim oczom, a przecież badania okulistyczne przeprowadzone tydzień wcześniej wyrażały, że nie masz żadnej wady.
Odwraca się w twoją stronę z nieco zbyt pewnym jak na nią uśmiechem i kiwa chłopakowi za barem, który prawie natychmiast podaje jej kieliszek wypełniony do połowy czerwonym winem. Jej włosy są spięte w luźnego koka, a ty możesz przysiąc, że zupełnie nie pasuje do tego całego klimatu, erotyzmu, którego nie da się pomylić z niczym innym.
— Znalazłeś mnie, zasługujesz na brawa — zakłada na siebie lekko podartą koszulę i wstaje z krzesła, które zajmowała jeszcze przed chwilą. Staje przed tobą, tak blisko, że jesteś w stanie policzyć piegi na jej policzkach, a zapach jej mocnych perfum otumania cię prawie jak adrenalina podczas ligowych rozgrywek. — Witam w “Piekle”!
— Powinienem zapytać co tu się dzieje? — unosisz brwi rozglądając się dookoła, nie mogąc przywyknąć do duchoty oraz ludzi, którzy krążą wokół ciebie oblepiając cię swoimi wyborami, których nie jesteś w stanie zrozumieć. — Czy może od razu uciec w popłochu?
Chwyta twoją dłoń prowadząc do małego pomieszczenia tuż za barem, w którym powietrze wypełnione jest zapachem damskiego dezodorantu a wszystkie krzesła pokryte są kolorowymi sukienkami, bluzkami o butach walających się po podłodze nie wspominając. Podchodzi do jednego z luster stawiając na stole obok kieliszek wina, który dał jej wcześniej wytatuowany kelner.
— Coś ci przeszkadza? — ona nie pyta, a ty nie masz udzielić odpowiedzi. Rozglądasz się zdenerwowany pragnąc z jednej strony uciec stąd w popłochu, a z drugiej zostać i poznać ją jeszcze lepiej.
— No wiesz, raczej nie spodziewałem się, że spotkamy się w takim miejscu — pocierasz skonsternowany kark, jakbyś chciał wydać opinię o tym klubie jednocześnie jej nie obrażając. Wystukujesz palcami nieznany rytm na blacie stołu, a ona poszukuje czegoś pod stertami ubrań.
— Jak pewnie wiesz, nie wszyscy na tym świecie są lekarzami, prawnikami czy siatkarzami — zapina wysokie buty wzruszając obojętnie ramionami.
Czujesz jak te wszystkie informacje, do których dała ci dzisiejszego wieczora dostęp uderzają ci do głowy zdecydowanie mocniej niż ruski szampan, który po kryjomu otwieraliście w spalskich lasach każdego ostatniego dnia roku modląc się, żeby nikt ze sztabu trenerskiego się nie zorientował. Patrzysz na nią uważnie, jakby to co nasuwa ci się na myśl było niemożliwe, a trwająca sytuacja była wyrwana z jakiegoś taniego filmu, na którego nikt nie chce kupić biletu. Drugi raz w życiu nie wiesz co powiedzieć, chociaż przecież zwykle potrzeba siły, żeby zmusić cię do zaprzestania wypowiadania swoich racji.
— Jasne - przeczesujesz krótkie włosy palcami patrząc na zegarek, którego wskazówki ledwo widać w tym słabym świetle, które zdaje się nie przeszkadzać brunetce, która siłuje się z czarnym paskiem. - Może ja już nic nie będę mówił, bo chyba tylko się błaźnię.
Odwraca się w twoją stronę momentalnie, jakby się z tobą nie zgadzała. Boisz się na nią spojrzeć, bo wiesz, że możesz przypadkowo wypowiedzieć słowa, które ona zdaje się dostrzegać w twoich oczach, bo wychrypuje cicho, jednak na tyle głośno, żeby dobrze usłyszał.
— Mateusz, ale ja się tutaj nie rozbieram — dotyka twojego ramienia, a ty patrzysz na nią jakby to było najoczywistsza z wymówek. Ten strój, który więcej odkrywa niż zakrywa, cały ten klub i jej słowa, które odbijają ci się w głowie niczym melodyjka z kartki urodzinowej “zmienisz o mnie zdanie”. — Nie musisz się niczego obawiać.
— A ja nie gram w siatkówkę! — ironizujesz lustrując ją wzrokiem, jakbyś szukał na jej piersi szkarłatnego “A”. Jednak widzisz coś zupełnie innego - ból, strach, zawód - tyle emocji kłębi się w jej oczach, że robi ci się głupio. Może jednak za szybko połączyłeś fakty? — Przepraszam, nie powinienem. — uśmiechasz się pod nosem wyraźnie zdezorientowany. — Najpierw mówię potem myślę.
Odsuwa się od ciebie, a gdyby wzrok mógł zabijać leżałbyś martwy wśród tych damskich fatałaszków. Siada na stołku wyjmując z różowej kosmetyczki korektor. Jest na ciebie zła, ale wiesz, że nie możesz tego tak zostawić - to nawet nie chodzi o wczorajszą umowę, tylko o nią.
— Jeżeli myślisz, że rzucisz kilka stówek i pójdę z tobą do łóżka, to się grubo mylisz.
— A jest inny sposób? — kpisz z niej z uśmiechem, jednak widząc jej powagę również zmieniasz wyraz twarzy. Nie chcesz, żeby źle cię odebrała, bo wiesz, że często nie zważasz na słowa, nie bacząc na to czy kogoś zranią czy nie. — Dobra, skoro tak mówisz to pewnie tak jest. Co tutaj robisz w takim razie?
— Legalnie tańczę i śpiewam, może nie w sukience do kostek, ale takie są warunki — wskazała na pomieszczenie, w którym się znajdowaliście i nalała sobie do kieliszka wina z butelki, której nawet wcześniej nie zauważyłeś. Usiadłeś przy stole obok obserwując jak stara się uspokoić oddech, a ona po chwili spojrzała ci w oczy tak głęboko jakby chciała dostać twoją duszę w posiadanie. — Ty naprawdę myślałeś, że jestem… — ostatnie słowo nie mogło przejść jej przez gardło, jednak czułeś jak robisz się czerwony ze wstydu. — Nie do wiary, Masłowski.
— Ale już tak nie myślę, tak? — chwytasz jej dłoń zmuszając, aby ponownie na ciebie spojrzała i robi to, ale wyraźnie niepewna co będzie dalej. — O której występujesz? Chętnie zostanę, a przy okazji pobawię się w twojego prywatnego ochroniarza.
***
Kiedyś myślałaś, że miłość, czułe spojrzenia w oczy i tęsknota za drugą osobą występują w książkach, które na okładce mają serca, całujących się ludzi albo cytaty, zawierające zbyt wiele razy słowo kocham. Przebierając się po występach, idziesz w stronę baru, odbierając ostatni kieliszek wytrawnego, czerwonego wina. Czy ktoś podał ci do drogiej cieczy eliksir miłości, a może twoje serce potrzebuje długiego, bezbolesnego leczenia? Zwilżając spierzchnięte usta, przypominasz sobie pierwsze spotkanie z brunetem w klubie nocnym. Zachowywał się, jakby surowy, spalski nauczyciel znalazł pod jego łóżkiem gazetę z nagimi kobietami. Miałaś wrażenie, że widzisz nastolatka, który za chwilę ma przeżyć swój pierwszy raz albo pocałować osobę tej samej płci. Wyglądał, jakby pomylił miejsca i miał wstąpić po ziołowy syrop na kaszel do pobliskiej, całodobowej apteki. Zdejmując z czarnego wieszaka, czysty płaszcz, patrzysz w stronę dziewczyn, które siedziały na kolanach mężczyzn po pięćdziesiątce, którzy nie mieli na co wydawać swoich wysokich emerytur. Z doświadczenia wiesz, że pokoje na drugim piętrze niedługo będą zajęte, a muzyka zagłuszy wszystkie dźwięki śmiechu, rozkoszy i głośne krzyki. Dusząc się z powodu dymu papierosowego, mijasz młodego studenta, który przychodził na twoje występy i wybiegasz na zimne powietrze, które towarzyszyło pierwszego dnia kwietnia, kończąc miesiąc rozpoczynający wiosnę, w którym poznałaś kogoś, na kim zaczęło ci zależeć. Gdyby powstała lista miłości Toli, zająłby zaszczytne miejsce i nie przejmowałby się, że znalazł kartkę w pamiętniku, do którego nikt poza tobą nie miałby dostępu. Podczas długiego, nocnego spaceru, wymieniasz kilka zdań z zapracowaną matką, uspakajając ją, że jesteś cała, zdrowa i o nic nie musi się martwić. Chowając służbowy telefon do zapełnionej przegródki w torbie, uśmiechasz się w stronę kierowcy, który zatrzymał się na przejściu dla pieszych. Szczęśliwa biegniesz w stronę znajomego, rzeszowskiego bloku, który posiadał dwanaście pięter, a także nową, jasną elewację i wybierasz mieszkanie naprzeciwko tego, które zaczęłaś opłacać samodzielnie od podwyżki i tak wysokiej pensji. Kto nie zazdrościłby prawie czterech tysięcy, darmowych drinków i ubrań z markowych sklepów? Nikt, każda nastolatka dałaby się pokroić za taką propozycję, nie zważając na to, że nie ma ukończonych nawet osiemnastu lat i niecały tydzień temu dostała szlaban od rodziców. Opierając się o świeżo odmalowaną ścianę, pukasz do drzwi, nie zważając na to, że nowy sąsiad przebywa w krainie Morfeusza.
— Otwieraj Masłowski. — uderzasz mocniej pięścią, poprawiając spadający pasek od torby.
— Tola? — spojrzał na ciebie zaspany, a przy jego nodze od razu pojawiła się Ana. — Miło Cię widzieć, ale jest dosyć późno.
— Moje serce się zepsuło, bo pozwoliło Ci wygrać. — zamykasz oczy i w nerwach zdejmujesz bransoletkę.
— Co? — zapytał głupio, przecierając oczy. — Tola, obudziłaś mnie, więc chociaż mów do mnie po polsku.
— Mówię do Ciebie po polsku. — podchodzisz do niego, zerkając na wargi.
— Chodzi Ci o ten zakład? — uśmiechnął się wyraźnie rozbudzony. — Mówiłem, że wygram? — zaśmiał się, muskając twoje wargi.
— Od razu musiałeś rzucić się na moje usta? — odsuwasz się od niego. -Nie ciesz się zbyt bardzo.
— Czekałem na to za długo. — założył kosmyk twoich włosów za ucho. — Co jeszcze złośnico?
— Przestań się uśmiechać. — zdejmujesz kurtkę. — Przepraszam za strój, ale jestem prosto z pracy. -otwierasz lodówkę i wyjmujesz śledzie w musztardzie.
— Częstuj się. — mruknął pod nosem, patrząc jak szukasz po szufladach sztućców. — Czuj się jak u siebie, druga szuflada po lewej. Co z tą randką?
— A to nie jest randka? Ej, te śledzie są dwa dni po terminie, spróbuj. — podsuwasz mu widelec blisko ust.
— Odejdź z tym ode mnie. — odsunął ciebie i śledzie na bezpieczną odległość. — Pytałem co z taką prawdziwą randką. Nie przyjmuję odmowy. — mrugnął do ciebie.
— Jak się otruję, to randki nie będzie. -przysuwasz się do niego. — Leci samolocik. —śmiejesz się głośno i ponownie podajesz mu kęs śledzia.
— Wiesz, że za trzy godziny będzie dzwonił mój budzik? — spojrzał na ciebie, przełykając rybę z trudem.
— Wyganiasz mnie? Dzięki, umówię się na randkę z właścicielem sklepu rybnego.
— Chodź tutaj, ale bądź cicho. -przygarnął cię do siebie, zamykając oczy z uśmiechem.
— Mam być cicho? Nie potrafię. Lubię dużo rozmawiać. —całujesz go w szyję
— Tola. — jęknął zmęczony. — Piątek o dwudziestej będę cały Twój, ale teraz daj mi jeszcze pospać. -przytulił się nieco ograniczając ci możliwość poruszania się.
— Dlaczego te kolory na ścianach są różne? Zabrakło Ci farby? — odwracasz się na plecy.
— Śpij. — uderzył cię poduszką. — Albo weź Anę na spacer i daj mi spać.
— Damski bokser, ale i tak Cię bardzo lubię. — uszczypnęłaś go w ramię, wtulając się w niego.
***
Marcin Bachmatiuk staje na linii dziewiątego metra i trafia w boisko - wszyscy, którzy wierzyli, że Jastrzębski Węgiel w końcu sięgnie po medal krzyczą i płaczą ze szczęścia. Ty też płaczesz, jednak nie jest ci do śmiechu. Walczyliście, jednak po wielu sezonach Rzeszów spadł z korony, którą włożył osiem lat wcześniej. Klniesz pod nosem, bo mimo, że zaszedłeś wyżej niż koledzy z juniorskiej reprezentacji nie jest dane ci zasmakować laurów zwycięzców. Czujesz drobne dłonie na ramionach i mimo wszystko czujesz, że coś ci się w tym sezonie udało. Obracasz się w jej stronę patrząc jak w dalszym ciągu ściska kciuki ubrana w twoją koszulkę, chociaż dzisiaj siedziałeś raz z nią za barierkami boiska.
— Tak mało brakowało — uśmiechasz się smutno wskazując na cieszących się brązem siatkarzy z Jastrzębia. Przegraliście ten sezon, choć na końcu fazy zasadniczej nic na to nie wskazywało.
— Mówi się, że dziewczyny lubią brąz, ale nie pobiegnę do tamtych siatkarzy — mruga do ciebie wtulając się ufnie w twoją ciepłą bluzę. Nie możesz się nie uśmiechać, bo naprawdę jesteś szczęśliwy; przy niej nie liczy się wynik. Śmiejesz się widząc niedowierzanie na twarzy kolegów z drużyny, bo ona była twoją słodką tajemnicą, a ten mecz był jej pierwszą, oficjalną wizytą na Podpromiu. — Dla mnie jesteś najlepszy. — mówi z uśmiechem całując cię na oczach wszystkich młodych fanek, kibiców, fotografów. Nie wiesz czy chcesz widzieć następnego dnia uwiecznione pocałunki krążące w internecie, ale wiesz, że właśnie tak próbuje cię podnieść na duchu, więc zachłannie oddajesz pocałunek rozkoszując się szczęściem.
— Może gdybyśmy więcej trenowali — wzruszasz ramionami napinając wszystkie mięśnie.
— Jak nie teraz, to może za rok, kochanie — przymykasz oczy rozkoszując się jak wypowiada ostatnie słowo, bo najczęściej krzyczy na ciebie po nazwisku nawet, gdy jest nieprzytomna.
— Może masz rację — mówisz niezbyt przekonany, jednak widząc dumę w jej oczach wiesz, że wszystko będzie dobrze. — Dziękuję, za to, że dałaś mi wygrać. — śmiejesz się muskając mocno jej wargi, nie reagując na gwizdy kolegów.
Czujesz jak się uśmiecha i mruczy między pocałunkami, że na pewno ma rację. Dzielą was milimetry, gdy dotykasz swoim czołem jej i wiesz, że nie zamieniłbyś tego nawet na Mistrzostwo Polski, będą jeszcze inne w końcu to nie jest twój ostatni sezon.
— Uwiedź mnie dzisiaj butelką czerwonego wina, którą na pewno masz.
— Kupię jakąś po drodze — śmiejesz się pstrykając ją w piegowaty nosem. — Na pewno nie chcesz wrócić ze mną? — pytasz ponownie, jednak ona kolejny raz kiwa głową i pokazuje ważny bilet. — Tylko wracaj bezpiecznie — mówisz unosząc jej podbródek i czujesz jak drży. Lubisz to jak na nią działasz i podoba ci się jak ona działa na ciebie. — Bo kto będzie wyprowadzał Anę na spacery.
— Tylko na tym ci zależy? — prycha odsuwając się kawałek od ciebie i choć udaje obrażoną to wiesz, że jest to tylko gra. — Przygotowałam niespodziankę, ale nie zasługujesz na nią.
— Naprawdę zaraz ogłuchnę od ich gwizdów — całujesz ją jeszcze raz. — Do zobaczenia, złośnico.
Przez kolejne minuty ludzie opuszczają halę na rzeszowskim Podpromiu, a ty wsiadasz w samochód, aby spełnić marzenie swojej małej Toli, która niestety nie ma swojego Bolka, ani Lolka. Jednak ty Kapitan Maślak musisz uratować ponownie świat i chyba ci się udaje, skoro widząc bilety do Nowej Zelandii przytula cię tak mocno, że masz problemy z oddychaniem. Mateusz Masłowski znowu uratował świat!
♥
ret: Tym razem zacznę ja, bo robię ostatnie poprawki i może tym razem uda mi się coś napisać za pierwszym razem! Było ciężko ufff, ale to nie oznacza, że kończymy tę współpracę cnie Karo? ♥ Zanim oddam głos mojej drugiej połowie, bo tak bardzo chce napisać mowę końcową (ja bym się bała, na waszym miejscu! kc, karo ♥) chcę tylko napisać, że będziecie się z nami męczyć jeszcze jakiś czas, bo mamy jeszcze dużo, trochę dziwnych pomysłów. Mateusz i Tola - pierwszy wspólny projekt, ale chyba wyszło nieźle :) Napiszcie co sądzicie o tej scenie z klubu, z perspektywy Mateusza, bo na początku broniłam się przed nią rękami i nogami. Karo, przemawiaj!
karo: Dziękuję ret za to pozwolenie (pamiętaj, że i tak kc jesteś na tej samej liście, co JN, TF i BM) mam nadzieję, że domyślasz się o kogo chodzi. Musimy się przyznać, że możemy mieć na napisanie miesiąc, a i tak robimy wszystko na ostatnią chwilę. Dzisiaj, kiedy czytałam sobie w spokoju nową książkę, nagle pojawiła się myśl: "Aleksandry od siedemnastu godzin nie ma na fb, a co jeśli się nie pojawi, a publikacja pierwszego maja pójdzie w zapomnienie? Jednak nie ma tego złego, wszystko dopięte na ostatni guzik; jak komunijna, granatowa marynarka mojego brata. Ja byłam odpowiedzialna za Tolę, która rozstała się w pierwszym życiu z Bolkiem i Lolkiem, natomiast ret miała randkę z panem Masłowskim xD Kończę, bo nikt tego nie przeczyta. Liczymy na szczere opinie, kochane!
ret 2: musiałam! jak wygląda nasza współpraca?
ja: Pisz Tolę, bo ci wyciszę powiadomienia
Karo: spokojnie tam, już zaczynam